Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2012

Z wizytą w Londynie

Dzisiaj korzystając z ładnej pogody, wybraliśmy się z tata na ostatnią wycieczkę do Londynu. Tematem przewodnim wyjazdu był spacer nad brzegiem Tamizy. Ale nie był to taki zwykły spacer. Tato, wielbiciel pieszych wycieczek, przegonił nas tak po mieście, ze skończyliśmy w sklepie z butami. Te, w których przyjechaliśmy, zwyczajnie nie dały rady:-) Ja już się przyzwyczaiłam do takich przygód. Na koniec, już pod samym domem złapała nas taka ulewa, ze musieliśmy się wycierać ręcznikami, a z ubrań można było wodę wyciskać. Ogólnie dzień muszę zaliczyć do bardzo udanych, pomimo sporego odcisku na palcu i totalnego wyczerpania. Jutro pewnie będę miała zakwasy w nogach, ale i tak było warto :-) A to niektóre z atrakcji, jakie mogliśmy dzisiaj oglądać... Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn Londyn

Cztery dni do konca.

Ledwo pozegnalam sie z lotniskiem i znowu tu jestem. Jednak dzisiaj powod mojej na nim obecnosci jest zupelnie inny. Przylatuje moj tato, a w zasadzie to juz przylecial. Tak przynajmniej pokazuja monitory:-) Dlugo czekalam na ten dzien, bo to oznacza, ze juz bardzo malutko zostalo mi do wyjazdu, a do tego nie bede juz sama. Chociaz w tych ostatnich dniach odwiedzilo mnie wiecej osob niz kiedykolwiek. Dzisiaj znowu mialam goscia. Kolezanka z pracy przyjechala na ostatnie ploteczki przy winku, ktore jest mi calkowicie zakazane... No, ale ten ostatni raz z kolezanka, nie moglam sobie odmowic;-) Zaraz po jej wyjsciu polozylam sie spac, bo jakos taka zmeczona sie poczulam i spalam bite piec godzin. Dobrze, ze sobie budzik nastawilam, bo tate czekalaby noc na lotnisku ;-)

Na łonie natury.

A tutaj coś dla odważnych. Ja zdjęcie robiłam przez szybę...

Zgubiony prezent

Chyba jednak nic z tego....

Z pamiętnika bezrobotnego.

Bardzo mi się podoba to niechodzenie do pracy. Bylebym się tylko nie przyzwyczaiła zbyt mocno... ;-) Wstaliśmy sobie dzisiaj z Tobiaszem niespiesznie o 07:00, co jest dla nas dużym sukcesem, bo T z reguły budzi się ok 06:00. Chyba te upały go wykańczają i nie ma chłopak siły. Zebrałam się i pojechałam na 08:00 do przychodni, aby zarejestrować się do lekarza w celu wyjaśnienia tej mojej torbieli. Po drodze zajechałam do sklepu po świeże bułki na śniadanie, chociaż powinnam jeść czerstwe. No ale czy ja jestem koniem??? Nie wyglądam przynajmniej... Od jakiegoś czasu zbierałam się do obcięcia krzewu przed domem. Pomyślałam sobie jednak, że jutro przyleci mój tato i to on się tym zajmie;-) Niestety, prognoza pogody na najbliższe dni wymogła na mnie szybką akcję, która musiał zostać przeprowadzona dzisiaj inaczej groziła niepowodzeniem. I faktycznie już wieczorem spadł pierwszy deszcz, a kolejne dni maja być tylko gorsze. Ja nie tylko obcięłam gałęzie, ale dodatkowo wypieliłam chwasty  z o

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, tylko u mnie zamieszanie.

Nareszcie zrobiło mi się trochę miejsca w domu!!! I dobrze, bo już nie było się jak ruszyć, chociaż Tobi nie narzekał... Panowie obiecali odbiór paczek wczoraj po południu, ewentualnie wieczorem. Tak więc czekałam na nich cały dzień. O 17:00 nie wytrzymałam i zadzwoniłam z zapytaniem, czy mogliby się określić, co do godziny przyjazdu, bo ile można czekać. Odpowiedź, której mi udzielono na pewno nie była tą jakiej się spodziewałam. Pan poinformował mnie, że mają trzy godziny opóźnienia i jeszcze nie wiedzą kiedy będą mogli wyruszyć w dalszą drogę. Podobno ktoś kupił coś przez internet, zorganizował transport, tylko zapomniał zapłacić za jedno i drugie... W tej sytuacji mogli być u mnie albo o 00:00, 02:00 lub nawet nad ranem w niedzielę. Super! Niepotrzebnie straciłam cały dzień w pracy. I nie to żebym już tęskniła, ale jednak pieniądze piechotą nie chodzą. No trudno i tak było już za późno... I tak sobie czekałam. O 23:00 postanowiłam położyć się spać. Gdy tylko przytuliłam głowę do

Bye Bye Sansted Airport

I tak oto nadszedł ten dzień, jakże przeze mnie wyczekiwany... Zakończyłam swoją współpracę z firmą, której produkty działają na ludzi jak narkotyk, jak najgłębiej skrywane marzenia, jak coś co działa na ludzi jak orgazm - dosłownie ;-) Jedna dziewczyna prawie się dzisiaj popłakała na widok mojego sklepiku. Taki świr ;-) W ten ostatni dzień nie mogłam pracować na inną zmianę, jak na rano. W końcu to jest to, co lubię najbardziej. Mogłabym powiedzieć lubiłam, ale nie chcę zapeszać dopóki nie znajdę nowej pracy, bo w końcu nikt nie wie, co mnie czeka w tej naszej Polsce. (dzisiaj w nocy śniło mi się, że pracowałam w kiosku ruchu i sprzedawałam gazety; nie wiem czy to normalne?) Niestety nie miałam dzisiaj żadnych "specjalnych" klientów i dzień minął mi całkiem spokojnie. Wręcz za spokojnie. A jak odczucia? Różnie. Z jednej strony radość, z drugiej smutek. Będzie mi brakować tego miejsca, a przede wszystkim ludzi, z którymi pracowałam i wszystkich tych osób, z którymi rozmawiał

Pakowania ciąg dalszy

Zmuszona terminami przewoźnika, zabrałam się dzisiaj za pakowanie. Rzeczy zostaną odebrane tydzień wcześniej niż planowałam, czyli w tą sobotę :-( I nie było wyjścia dzisiaj od rana, a raczej od wczesnego popołudnia zabrałam się za to, co nie mogło już dłużej czekać. Nie było nawet tak źle. Największy problem miałam z wypędzeniem Tobiasza z pudla, kiedy chciałam coś tam spakować. W sumie wyszło mi trzynaście kartonów, a transport zamówiony jest na piętnaście. Spakuję jeszcze małemu drzewko to będzie miał coś swojego w nowym domu :-) Na koniec dnia obejrzałam sobie "Śniadanie do łóżka" i muszę powiedzieć, że ten Karolak to fajny aktor jest :-) Kolejny ciekawy film  z nim w roli głównej. A teraz do spania marsz. Jutro kolejny, przedostatni dzień w mojej ukochanej pracy, na wspaniałym lotnisku Stansted. Dobrze, że już niedługo....

Pakowanie, część pierwsza.

No tak. Filmy filmami,  a my tutaj w prawdziwym świecie żyjemy... Dokładnie za dwa tygodnie będę już w Polsce i żarty się skończyły. W związku z powyższym postanowiłam dzisiaj rozpocząć pakowanie. Spakowałam dwa pudła i jedną walizkę. Całkiem nieźle mi to poszło :-) Jutro pojadę kupić folię bąbelkową i będę mogła zabrać się za pakowanie kuchni. Tak w zasadzie to niedużo mi już zostało. Jedna szafa, kuchnia i takie duperele, ale z tym ostatnim jest zazwyczaj najwięcej zachodu. Nic, dam radę, nie mam wyjścia :-) Zebrałam się nawet w sobie i pojechałam do sklepu, który sprzedaję używane rzeczy a zysk przekazuje na zwierzęta w schronisku i tam zostawiłam sporą część ubrań, których nie mogłabym zabrać ze sobą. Coś dobrego dla zwierzaków zrobiłam :-) I tak, jak filmy Tobiasza raczej nudzą, tak do pakowania jest pierwszy.

A to co dobre...

I tak właśnie dzisiaj ostatni dzień mojej wolności. Nie mogę jednak zbyt mocno narzekać, bo zostało mi dosłownie pięć dni w pracy i będzie po wszystkim! :-) A raczej powinnam powiedzieć i dopiero się zacznie. Cała ta wyprawa do Polski jest bardzo podniecająca, ale jednocześnie bardzo przerażająca. Pewnie chwilę mi zajmie przestawienie na polskie standardy... Ja nigdy nie pracowałam w Polsce, przez co wszystko to wydaje mi się jeszcze ciekawszą przygodą. Zobaczymy jak będzie. W końcu ludzie tam żyją, pracują i funkcjonują. Ja też dam radę :-) Trzeba myśleć pozytywnie! Ostatnio pisałam, że nadrabiałam filmowe zaległości. I tak obejrzałam wczoraj pół "Pikseli". Tylko pół, bo więcej nie dałam rady... Mało wciągająca akcja lub też jej brak, a do tego główna bohaterka jakaś taka dziwna. Następny w kolejności był "Wyjazd integracyjny". Tutaj było troszeczkę lepiej, ale czy rewelacyjnie??? No właśnie, trzy znaki zapytania. Na koniec obejrzałam "Pokaż kotku, co masz w

Błogie lenistwo :-)

Dzisiaj jest drugi z kolei dzień, kiedy nie muszę iść do pracy. Radość moja jest tym większa, że jutro też mam wolne !!! :-) Miło jest tak sobie posiedzieć w domu  i nic nie robić. I Tobiasz jest spokojniejszy, gdy ma świadomość, że nie znikam na 9 godzin. Mam takiego lenia, jak już dawno nie. No ale w końcu mi się należy :-) Wczoraj obejrzałam "Weekend" Cezarego Pazury i muszę przyznać, że film choć dziwny to całkiem fajny. W końcu ktoś nakręcił coś innego. I dobrze. Potem chciałam się trochę odchamić i włączyłam "Śluby panieńskie". Niestety, po 5 minutach wyłączyłam, bo nie dało się tego oglądać. Po raz kolejny dowiedziono, że książka jest lepsza od filmu i gatunek nie robi tutaj żadnej różnicy. Ugotowałam dzisiaj małemu indyka z ryżem i bardzo mu smakowało. Oczywiście wybrał większość mięska, a ryżu tylko dzióbnął, ale cieszę się, że zjadł. Chociaż prawdę mówiąc jest niewiele rzeczy, których Tobi nie je. Ooo, ale odtłuszczone mleko mu dzisiaj nie smakowało i mu

Jeszcze chwila i będzie po wszystkim :-)

Kupiłam dzisiaj bilet na prom. 03 czerwca 2012 godz. 0800 :-) Już się nie mogę doczekać!!! Zostało mi jeszcze 6 dni w pracy i 15 dni w ogóle. A nie tak dawno temu było 7 tygodni. Z dobrych wiadomości to jeszcze to, że mój mąż przyleci tu do mnie 01/06 i wróci ze mną i z moim tatą samochodem. Tak będzie łatwiej. Tato nie jest przyzwyczajony do jazdy samochodem z kierownica po prawej stronie, a poza tym Tobiaszowi będzie milej, jak ktoś z nim będzie z tyłu siedział. Chociaż po tym co on dzisiaj wyprawia, to nie wiem czy na to zasłużył... Od 0630, a jest już 1100 nie przestaje. Miauczy, biega, wskakuje wszędzie tam gdzie nie powinien tj. szafki w kuchni, regał w pokoju. Nie mam już do niego siły!!! A do tego całe ręce mi podrapał :-((( I doigrał się. Jutro obcinamy pazury na tylnych łapach.

Lekarze...

Poszlam dzisiaj z moja torbiela na konsultacje do pana doktora. Pan doktor otworzyl raport z usg, przeczytal go dokladnie, a potem przeczytal go jeszcze kilka razy i po jakis pieciu minutach milczenia stwierdzil, ze tak dlugo jak pracuje w tym zawodzie nie spotkal sie z takim przypadkiem... Rece mi opadly!!! No bo skoro lekarz nie wie co to jest to kto ma wiedziec? Ulzylo mu troche, gdy mu powiedzialam o wyjezdzie do Polski za trzy tygodnie. Nie bedzie musial chlopak zbyt dokladnie zaglebiac sie w temat. Zadzwonil nawet po konsultacje do lekarza w pokoju obok, ale ten tez nie mial pojecia. I tak... Obiecal mi, ze skonsultuje moj przypadek z chirurgiem z pobliskiego szpitala i da mi odpowiedz tak szybko jak to bedzie mozliwe. Cala ja. W zasadzie nie choruje, ale jak juz zachoruje to zazwyczaj jest to jakas dziwna przypadlosc... No nic, pozyjemy, zobaczymy. Teraz przestrzegam diety, tak profilaktycznie. Nawet ugotowalam sobie dietetyczna pomidorowke bez smietany. Bedzie obiad na trzy d

Najslodszy pysk na swiecie!!!

Tobi poznaje świat

Ale ładne słoneczko dzisiaj świeci... Hmm, ciekawe. Może warto wyjść i się rozejrzeć... Ooo, kwiatek... A potem uciekł mi w krzaki i przymusem został skierowany w stronę domu... Ot, cała historia :-)

Car boot

Dzisiejszy wypad na car boota uważam za udany :-) Po pierwsze, pogoda dopisała, piękne słońce i temperatura też całkiem przyzwoita. Nawet sobie buźkę trochę opaliłam, nareszcie tej wiosny !!! :-) Po drugie, pomimo iż nie udało sprzedać mi się wszystkiego i tak zarobiłam 50 funciaków za rzeczy, które wylądowałyby w śmietniku. Tak więc całkiem nieźle mi poszło :-) Ale taki targ to nie moja broszka. Ludzie chcieliby wszystko za darmo. Ty mówisz 2 oni i tak nie dadzą więcej niż 1. A ja nie mam targowania we krwi. Ale nic i tak jestem zadowolona :-) A to właśnie kolejka do wjazdu na targ. Tam prosto prosto był zakręt w lewo i jeszcze kolejne 20 samochodów. I nie myślcie, że byłam na końcu... Ale i tak najbardziej humor poprawia mi fakt, że równo za trzy tygodnie o tej porze będę gdzieś na autostradzie w Niemczech już bliżej niż dalej :-)))

Ups and downs...

I tak oto kolejny tydzień za nami. (trzy tygodnie do wyjazdu!!!) Muszę przyznać, że początek tygodnia miałam wyjątkowo nerwowy. Mąż miał zacząć nową pracę, ale ze względu na jego nienajlepszy stan zdrowia, do końca nie było wiadomo, co i jak. Na szczęście jakoś, z bólem poszedł na szkolenie i dostał umowę. Najtrudniejsze było uzyskanie pozytywnej opinii od lekarza medycyny pracy, ale i tutaj los okazał się łaskawy :-) Mąż był u swojego neurochirurga na wizycie kontrolnej i ten po dokładnych oględzinach uznał, że kręgosłup jest już zagojony i implant ładnie usadowił się na swoim miejscu. Problem stanowi tylko rozcięty mięsień. Tutaj gojenie może potrwać trochę dłużej. Niestety tak to już jest. Najważniejsze, że mąż czuje się coraz lepiej i ma tą pracę. A to oznacza, że mamy już jedną wypłatę i tylko jeszcze ja znajdę pracę i wszystko będzie dobrze :-) Wiem, że nie wspominałam wcześniej, że mąż ma pracę w Polsce. Czasami lepiej nie zapeszać ;-) A nie oszukujmy się, gdyby nie to prawdop

Kabelki i kot

Pewnego popołudnia siedziałem i obserwowałem swoja pańcię, jak coś tam klepała na komputerze... ... jak to, komputer ważniejszy ode mnie?, pomyślałem... ...postanowiłem coś z tym fantem zrobić i znalazłem kabel od komputera... ...oj, działo się!!!... ...bo od czego ma się zęby??? :-) Ha, I kto teraz jest w centrum uwagi?