Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2012

Szalchetne zdrowie...

Od mojej operacji minęło już siedemnaście dni i mogę powiedzieć, że w końcu zaczęłam dochodzić do siebie. Wyszłam dzisiaj do sklepu i nawet nie zakręciło mi sie w głowie, a to już sukces ;-) Prawdę mówiąc idąc w poniedziałek 5tego listopada do szpitala jakoś nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nawet goląc w niedzielę nogi myślałam, że to wszystko to tak na wszelki wypadek, gdybym faktycznie musiała zostać w tym szpitalu. Niestety wszystko to działo się naprawdę i już we wtorek rano o godzinie 08:15 leżałam na stole operacyjnym. Gdy obudziłam się rano we wtorek, zgodnie ze wskazówkami pielęgniarek poszłam pod prysznic, umyłam się specjanym odkarzającym mydełkiem i przywdziałam dostarczoną mi koszulkę, której długość, no cóż, ledwo sięgała mi za tyłek. W poniedziałek wieczorem doznałam pierwszego upokorzenia podczas mojego pobytu w szpitalu, a mianowicie siostra zrobiła mi lewatywę... Powiem szczerze, nic przyjemnego, ale to było nic w porównaniu z tym, co jeszcze miało

Tygrys :-)

Żyje!!!

Przeżyłam operację i sześć dób po niej, teraz już powinno pójść z górki... Jednak o wszystkim, co tu przeszłam opowiem już po powrocie do domu, bo opisanie tego jednym palcem na telefonie mogłoby mi zająć ok tygodnia.

Pierwszy dzień w szpitalu

No i stało się, wylądowałam w szpitalu. Po kilku miesiącach przekładania całej akcji w końcu dotarłam na oddział chirurgii na wrocławskich klinikach... Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy znajdę się dzisiaj tutaj gdzie jestem.  Termin miałam zarezerwowany od miesiąca, jednak z powodu spraw kobiecych, które w tym miesiącu wyjątkowo długo nie dawały o sobie znać nie do końca wszystko było pewne. Mimo wszystko zdecydowałam się zjawić dzisiaj w szpitalu i mieć to w końcu z głowy. Zaczęło się od pobrania krwi, potem było EKG i RTG. Następnie musiałam odpowiedzieć na tysiąc pytań dotyczących przebytych chorób i dolegliwości.  A wszystko to, żeby usłyszeć, że już nic dzisiaj nie zjem poza zupą, której i tak zabrakło więc ok. Na szczęście zupę dowieźli, mąż podarował mi nowy telefon, na którym na bierząco mogę aktualizować mojego bloga i jutro jestem pierwsza w kolejności do zabiegu. Ok godziny 08:15 p

Weekendu czas.

A teraz trochę bardziej optymistycznie :-) Tak jak zapowiadałam, wybrałam się w zeszła sobotę do koleżanki na takie małe party. Pogoda była wyjątkowo nie sprzyjająca na wyprawę do miasta - spadł pierwszy tej jesieni śnieg, dlatego też postanowiłyśmy zostać w domu i pobawić się w swoim babskim gronie. Było bardzo miło, pojadłyśmy, popiłyśmy... I tutaj zaczyna się problem. Było wino, była wódka i były też domowej roboty nalewki owocowe na spirytusie, a ilości ich rodzajów sama nie pamiętam. Wszystkich oczywiście musiałyśmy spróbować, no bo jakby inaczej... Była porzeczkowa, był czarny bez, truskawkowa i nalewka w kolorze żółtym, którego owocu nie mogę sobie przypomnieć. Było też kilka innych. Oj bolała rano głowa, bolała. Jedyny plus tej niedzieli był taki, że mąż mój poszedł na rano do pracy i miałam całe łóżko dla siebie, aż do południa :-) Ale nie myślcie sobie, że wyrodna ze mnie żona. Że gdy mąż ciężko pracuje na nasze utrzymanie, ja tymczasem leżę w łóżku nieprzytomna. O nie. Nast

Dylematy ...

Mam ostatnio ogromne wyrzuty sumienia. A wszystko dlatego, że nie mam o czym pisać. Chociaż tematy pewnie by się znalazły, ale z drugiej strony takie pisanie na siłę... Ostatnio pomyślałam sobie, że moje życie było jednak ciekawsze w  Anglii. Wynika to pewnie z faktu, iż tam miałam znacznie ciekawszą pracę. Bo jak się pracuje w sklepie lub też w każdym innym miejscu z klientami, tematy same się nasuwają. A to trafi się ktoś bardzo niemiły lub też wręcz odwrotnie. Zdarzają się klienci, którzy są tak mili, że aż człowiekowi się ciepło na sercu robi. Zawsze można usłyszeć jakąś ciekawą historię, którą potem można się podzielić. A tutaj co? Tylko komputer i telefon, tudzież telefon i komputer, w zależy w jakiej kolejności się patrzy. Od pewnego czasu, gdy przychodzę rano do pracy to mi się nie dobrze robi na samą myśl o zalogowaniu się na moją skrzynkę. A jak się zacznie rano to kończy się późnym popołudniem, a nawet wieczorem. Czuję się tak jakby ta praca okradała mnie z mojego życia. Ki