Od mojej operacji minęło już siedemnaście dni i mogę powiedzieć, że w końcu zaczęłam dochodzić do siebie. Wyszłam dzisiaj do sklepu i nawet nie zakręciło mi sie w głowie, a to już sukces ;-) Prawdę mówiąc idąc w poniedziałek 5tego listopada do szpitala jakoś nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nawet goląc w niedzielę nogi myślałam, że to wszystko to tak na wszelki wypadek, gdybym faktycznie musiała zostać w tym szpitalu. Niestety wszystko to działo się naprawdę i już we wtorek rano o godzinie 08:15 leżałam na stole operacyjnym. Gdy obudziłam się rano we wtorek, zgodnie ze wskazówkami pielęgniarek poszłam pod prysznic, umyłam się specjanym odkarzającym mydełkiem i przywdziałam dostarczoną mi koszulkę, której długość, no cóż, ledwo sięgała mi za tyłek. W poniedziałek wieczorem doznałam pierwszego upokorzenia podczas mojego pobytu w szpitalu, a mianowicie siostra zrobiła mi lewatywę... Powiem szczerze, nic przyjemnego, ale to było nic w porównaniu z tym, co jeszcze miało
OPOWIEŚĆ O MNIE I O TYM CO MNIE OTACZA. O LUDZIACH, KTÓRYCH SPOTYKAM NA SWOJEJ DRODZE. O MARZENIACH, PRAGNIENIACH, O TYM CO MNIE MOTYWUJE DO DZIAŁANIA ORAZ O TYM WSZYSTKIM, CO WPADNIE MI DO GŁOWY - A TUTAJ ZA TREŚĆ NIE ODPOWIADAM :-)