Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2013

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)

Biedronka

I tak zapowiadająca się miła i spokojna sobota, nie do końca była taka jaką bym sobie tego życzyła. Rano odwiozłam męża na Bielany, gdzie miał się spotkać z chłopakiem, który to już od dłuższego czasu jeździ do tej kobiety, co to leczy dotykiem. On sam ma trzy przepuchliny na kręgosłupie i ona pomaga mu na tyle, że ostatnio całkiem odstawił leki przeciwbólowe. Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień, ale dzięki temu łatwiej nam uwierzyć, że i mężowi pomoże. To co zostawiło największy ślad na moim mężu po tej leczniczej wyprawie, to spora ilość sino-czerwonych kółek na jego plecach... Tak właśnie. Bez baniek się nie obyło. Pocieszny jest to widok, sami przyznacie :-) Gdy mąż poddawał się uzdrowicielskim obrzędom, ja w tym czasie wybrałam się na zakupy. Trudno mi o tym nie wspominać, bo na wieszaku z wyprzedażą, upatrzyłam sobie śliczny różowy żakiet. Dokładnie taki, jakiego od dłuższego czasu pragnęłam. Nie do końca wiem, dlaczego się tam znalazł, ponieważ dokładnie takie same

Piątek, tygodnia koniec i początek...

Kolejny tydzień dobiega końca, a ja nie wiem kiedy mi minęły te dni... W pracy ostatnio mam tyle na głowie, że nie wiem w co ręce włożyć. Dziwnym zbiegiem okoliczności przez dwa ostatnie dni ciągle coś się psuło. Zazwyczaj sprawa jest prosta. Wystarczy trzymać się procedur,  a cały proces idzie sprawnie i bezproblemowo. A te ostatnie dni? Koszmar jakiś! Wszystko było nie tak. Niestety, gdy trzeba coś wyjaśniać, zwłaszcza z urzędami celnymi, nie jest to wcale takie proste. Jest za to wyjątkowo czasochłonne. I tak wczoraj wyszłam z pracy dwie godziny później, a dzisiaj wcale nie było lepiej. No ale mamy już piątek :-) Jakie plany na weekend? Hmmm, nic specjalnego. Mąż wybiera się jutro do kobiety, która leczy dotykiem. Nie do końca jesteśmy przekonani, co do skuteczności takich działań, ale zawsze warto spróbować. Tym bardziej, że mama koleżanki była tam u niej z chorą nogą i o dziwo jej pomogło. Oby mu tylko krzywdy nie zrobiła. Kiedyś, jeszcze przed operacją, był u takiej pani, która

Prezenty, ach prezenty

Takie śliczne tulipany dostałam od męża w środku zimy :-) I jeszcze pudełko ciepłych lodów dostałam, którym niestety w żaden sposób nie mogę się oprzeć i zjadłam już pół opakowania... I z diety znowu nici...

Sobotnie wyjścia

Wybrałam się w sobotę z koleżanką do kina. Tak sobie pomyślałam, mąż w pracy na drugiej zmianie, ja sama w domu, a przy okazji mama dała mi pieniążka na małe przyjemności to dlaczego miałabym nie skorzystać. Wahałyśmy się pomiędzy jakimś westernem,  a polskim "Babie Blues", jeżeli tak to się pisze. Ostatecznie stanęło na "Hobbicie". Szczerze mówiąc nie jestem wielbicielką tego rodzaju historii, w zasadzie fantastyka wogóle mnie nie kręci, ale tutaj wyjątkowo dobre recenzje zrobiły swoje i wzbudziły moją ciekawość. Wybrałyśmy seans o 20:00, a im było później, tym mniejsza była moja ochota na wyjście. Doszło do tego, że gdy po 19:00 wychodziłam z mieszkania miałam takie odczucie, jakbym robiła coś złego... Szczerze przyznaję, że zwyczajnie zdziadziałam. Jeszcze nie tak dawno o 20:00 dopiero szykowałam się do wyjścia na imprezę, a teraz to tylko ciepłe kapcie, herbatka i do spania... No ale może tak to już jest, wraz z wiekiem człowiek bardziej ceni sobie spokój. Zwłas

Karmienie i uszy

Coś mi się wydaje, że przyzwyczajenie Majki do nowego domu, zajmie więcej czasu niż to początkowo przewidywałam. No bo niby mieliśmy postęp. Majka już tak się nie bała na nasz widok i nawet sama przychodziła na mizianko, ale wczoraj zabraliśmy ją do schroniskowego weterynarza i znowu nam się kot przyblokował. Mogę sobie wyobrazić, co czuje taki kot, który po woli zaczyna ufać nowym właścicielom, a ci znowu zabierają go do tego miejsca, gdzie spędził tyle czasu. Z drugiej jednak strony robimy to wszystko dla jej dobra.  Wczoraj naszą kotkę obejrzał inny pan doktor i stwierdził, iż Majka nie tyle cierpi na świerzba usznego, co na zapalenie uszu. Dał jej kolejny zastrzyk z antybiotykiem, a dodatkowo dostaliśmy maść, która musimy codziennie smarować jej uszka. Jeszcze dzisiaj tego nie zrobiłam, bo nie chcę sama jej "maltretować". Poczekam na męża, który jest w pracy do 18tej i razem zajmiemy się naszym maleństwem. Dodatkowo rodzice przywieźli mi obcinak do pazurków więc czek

Życie we troje

Gdy patrzę na mojego nowego kota, nie mogę uwierzyć, jak bardzo różni się on a właściwie ona od Tobiasza. Tobiasz, zawsze pełen życia, skory do zabawy, zrobi wszystko, by cała uwaga skierowana była na niego. Maja, bo imię Amelka jednak do niej nie pasowało, spokojna, bojaźliwa, a jej ulubione zajęcie to spanie i mizianie po brzuszku. Decydując się na drugiego kota, obawialiśmy się, iż przysporzy nam sporo kłopotów. Mój mąż obawiał się nieprzespanych nocy, zwłaszcza wtedy, gdy idzie do pracy na poranną zmianę. Niepotrzebnie się tym wszystkim martwiliśmy, ponieważ Majka jest tak spokojnym kotem, że chwilami zastanawiamy się, czy my na prawdę mamy tego kota. Dzień mija jej głównie na spaniu. Noce zresztą też. Bardzo dużą zaletą tego kotka jest to, że nie budzi nas rano na śniadanko. Jeśli się nad tym zastanowić, ma to nawet sens, no bo w końcu przez te dwa lata w schronisku nikt nie przychodził do niej o czwartej nad ranem i nie dawał jej świeżego mięska. Tak na prawdę to słodki jest ten

Amelka

No i stało się. Tak długo odkładana przez nas chwila nareszcie nadeszła... Nasza rodzina powiększyła się!!! Staliśmy się dumnymi rodzicami sześcioletniej Amelki :-) Tak właśnie! Mamy kota :-) Oto ona. Zdjęcie może nie jest najlepsze, ale to tak zrobione na szybko, żeby pokazać babci, znaczy rodzicom. Trudno było nam dzisiaj podjąć decyzję, bo kotów w schronisku jest dużo i jak tu wybrać tego jednego? No ale słowo się rzekło. Tą adopcję planowaliśmy już od dłuższego czasu, tak naprawdę od momentu kiedy Tobiasz zamieszkał z moimi rodzicami. Pierwszy raz do schroniska pojechaliśmy w październiku, ale ja byłam przed operacją więc nie był to jeszcze ten czas. Aż do dziś. Mąż wziął sobie nawet tydzień urlopu z tej okazji i będzie siedział z kotkiem, żeby ten nie czuł się samotny w nowym domu. Taki urlop wychowawczy :-) Byliśmy dzisiaj w trzech salach w poszukiwaniu tego jedynego. Jednak te koty wcale nie lgną do człowieka tak bardzo, jak by to się mogło wydawać. Chodziliśmy, szukaliśmy