Przejdź do głównej zawartości

Wrzesień nad Bałtykiem

I tak z braku dłuższego urlopu tego lata, postanowiliśmy wybrać się z mężem na krótki wypad nad morze. Był to wyjazd zaledwie kilkudniowy, ale jak to mówią, lepiej krótko niż wcale.



I pojechaliśmy. W planie mieliśmy Pobierowo, ale wylądowaliśmy w Dziwnowie. Jak łatwo sobie wyobrazić upałów nie było. W pierwszy dzień porządnie zmarzliśmy. Ja nawet, z racji tego, że w końcu jestem nad morzem, ubrałam na nogi sandały. Bardzo szybko zastąpiłam je pełnymi butami :-) Pierwsze spotkanie z morzem odbyło się w towarzystwie Bosmana, bo jakby inaczej.
Z kolacją było gorzej. Całe miasteczko jakby wymarło. Trudno było nam znaleźć miejsce, gdzie bez obaw moglibyśmy zjeść coś porządnego, co nie skończyłoby się rewolucja żołądkową. Z trzech otwartych lokali wybraliśmy smażalnio-pizzerię, w której w odróżnieniu od innych miejsc zastaliśmy kilku klientów. Pomimo zapewnień kelnerki o świeżości rybki, zdecydowaliśmy się na pizzę, jako opcję bezpieczniejszą. I była całkiem niezła. Niestety cała obsługa, jakby to powiedzieć... Dużego wyboru otwartych knajp nie ma, więc i tak ludzie przyjdą do nas bez względu, czy będziemy na sali, czy też na papierosie. I tak stoliki brudne, klienci nieobsłużeni, a biznes się kręci.

Drugi dzień naszego urlopu zaczęliśmy wcześnie rano. Mój mąż poszedł nawet do sklepu po świeże  bułeczki na śniadanie. Po tej uczcie wybraliśmy się na spacer po plaży. Po małym fal starcie, musieliśmy się wrócić do pokoju po cieplejsze wdzianka, poszliśmy plażą do Dziwnówka. Nie było najcieplej, ale udało mi się rozebrać do majtek i zamoczyć nogi w morzu. Przyznaję, zrobiłam to bardziej z przekory niż z przyjemności. Spacer nie był krótki, ale daliśmy radę i nawet mój mąż doszedł do celu.
Sytuacja w Dziwnówku nie przedstawiała się lepiej, jeżeli chodzi o miejsce, w którym moglibyśmy coś przekąsić. Na szczęście udało nam się napić dobrej kawy, a mój mąż zjadł nawet ciasteczko :-) Po wszystkim udaliśmy się w powrotną 2-u kilometrową drogę do Dziwnowa.
Gdy dotarliśmy do domu, zmarznięci i głodni, musieliśmy obmyślić plan na resztę dnia. Postanowiliśmy odwiedzić Międzyzdroje. A tam, nie tylko spora liczba turystów, niestety głównie z Niemiec, ale i zjeść było gdzie. Mogliśmy wybierać pomiędzy otwartymi smażalniami, restauracjami, kebabami, a nawet udało nam się znaleźć działający grill. Tam też poprowadziły nas nogi i zjadłam swojego wymarzonego szaszłyka, którym odbijało mi się przez resztę wieczoru. A to już inna historia :-)
Trzeciego, i niestety ostatniego dnia, pogoda była na tyle ładna, że zabraliśmy leżaki i poszliśmy na plażę. Oczywiście nie rozebraliśmy się do golasa, ale było naprawdę przyjemnie. Niestety to co dobre szybko się kończy i nazajutrz trzeba było wracać do domu...

Komentarze

  1. Też całkiem fajnie i tłoku nie ma :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Polskie morze jest dużo bardziej atrakcyjne właśnie wczesną wiosną lub na początku jesieni - brak tłumów i ten klimat...
    Kuba

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby tylko słońce troszeczkę mocniej świeciło, a wiatr nie wiał tak mocno...
    Ale i tak Bałtyk ma swój niepowtarzalny klimat.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Po rozwodzie

Dawno mnie tutaj nie było... W zasdzie jestem lekko zaskoczona, że ta strona jest nadal aktywna, chociaż w internecie podobno nic nie ginie.. I tak też jest w przypadku tego bloga. Powinnam zmienić nagłówek, bo w moiom życiu ubyło jednego bohatera.  Tak to już jest, powiedziało sie A i trzeba było powiedzieć B. 1 kwietnia 2014 odbyła się sprawa rozwodowa i po około 30 minutach było po wszystkim. Swoją drogą, lepsza data na rozwód nie mogła nam się trafić. I tak bez żalu, no może z lekkim, każde poszło w swoją stronę... Czy jest lepiej? I tak i nie. Bycie singlem z odzysku ma swoje dobre strony. Niczego nie trzeba. Jak się martwisz to tylko o siebie, znowu możesz być egoistą. Przed nikim nie trzeba się tłumaczyć. Nie masz ochoty sprzątać, nie sprzątasz. Nie masz dla kogo gotować, mniej  czasu tracisz w kuchni. Nie zastanawiasz się co dalej, czy to napewno ten jedyny... Są jednak te gorsze strony. Bo gdy minie czas euforii. Gdy wyżyjesz się na randkach, na ...