Przejdź do głównej zawartości

Majka - mały komandos.

Ok dwóch tygodni temu zauważyliśmy na uchu naszego kota małe zgrubienie  Niby nic wielkiego, ale jej ucho nie stało już prosto do góry, a lekko opadało. Zadzwoniliśmy do weterynarza po radę, co to takiego może być i czy ewentualnie powinniśmy się u niego pojawić? Lekarz zapewnił nas, że to nic takiego i lepiej będzie poczekać kilka dni i poobserwować ucho, bo gulka sama może zejść. Tak się jednak nie stało, a w czwartek tydzień temu stan ucha był już na tyle poważny, że zaczęliśmy szukać pomocy u innego weterynarza, ponieważ ten, który poradził nam przeczekać, nie miał ochoty poczekać na nas chwilę dłużej po godzinach przyjęć. Nie mieliśmy tutaj na myśli kilkugodzinnego spóźnienia, jednak mój mąż kończył pracę dosyć późno i obawialiśmy się, że zwyczajnie utnie w korku i cała wyprawa poszłaby na marne. Na szczęście we Wrocławiu jest kilka gabinetów weterynaryjnych, a jeden z nich znajduje się w bloku obok. No to poszliśmy. Pani weterynarka nie była zadowolona z tego co zobaczyła, co więcej, nie mogła zrozumieć dlaczego tak długo zwlekaliśmy z przyjściem do niej. No to jej powiedzieliśmy. Jak się okazało, a co już sami wiedzieliśmy dzięki doktorowi google, na uchu Majki powstał krwiak. Nie bardzo wiem, jaka była tego przyczyna. Musiała się dziewczyna gdzieś uderzyć... Co więcej, krwiaki są dosyć rzadko spotykane u kotów.  No ale, jaki pan taki kram :-) Skończyło się gadanie, przyszedł czas na działanie. Zabieg numer jeden polegał na nakłuciu bąbla igłą. Skutkiem czego była krew rozbryźnięta po całym gabinecie... W uszko pani weterynarka wcisnęła steryd, który miał pomóc w gojeniu, w dupkę natomiast Majka dostała zastrzyka :-) I poszliśmy do domu z cichą nadzieja, że dziadostwo zniknęło raz na zawsze i więcej nie wróci. Niestety... W sobotę krwiak znowu zaczął nabierać. Wstrzymaliśmy się jednak z drastycznymi rozwiązaniami aż do wczoraj. Oczywiście przez te kilka dni regularnie chodziliśmy z Majką na zastrzyki i smarowaliśmy uszko maścią na krwiaka  Nie pomogło :-( Wczoraj, jako druga i ostatnia opcja przed operacją ucha, ucho Majki zostało nacięte skalpelem. Nacięcie nie małe, bo na około 7 mm... Znowu sporo krwi, no ale co było robić. Panie weterynarka wypłukała nacięcie jakimś płynem, a na koniec, z uwagi, iż Majka jest wyjątkowo spokojnym kotem postanowiła na łebku naszego kotka obwiązać taki oto opatrunek. Biedna Majka zamknęła się w sobie i chyba nie do końca zrozumiała o co w tym wszystkim chodzi. A po przyjściu do domu tak długo walczyła z tym bandażem, aż mąż się nad nią ulitował i wyswobodził jej małą główkę z tego oto opatrunku iście, jak u żołnierza rannego w czasie walki :-) Oby tylko teraz było już lepiej.

Komentarze

  1. Oj, życzę ślicznotce szybkiego powrotu do zdrowia, bo co tu gadać, jakoś dziwnie wygląda w tym chełmie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój kotek też na uchu miał krwiaka, ale od razu miał operacje, nie miał igłą ściagniecia krwi i pomogło, uszko jest teraz sklapniete jak taki miś uszatek.
    Trzymam kciuki za kotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas na szczęście obyło się bez operacji, chociaż nacięte uszko musieliśmy jeszcze dwa razy rozrywać i czyścić. Ucho jest lekko zgrubiałe, ale stoi jak wcześniej.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)