Prędzej czy później wszystkich nas to czeka...
Dzisiaj mojemu mężowi dwójka w wieku zmieniła się na trójkę. Tak właśnie, mąż mój obchodzi dzisiaj 30-te urodziny. Nie mieliśmy jakiś specjalnych planów, co do obchodu tego pamiętnego dnia, ale i tak było miło. Kupiłam na gruponie kolację w niezłej wrocławskiej restauracji, dzięki czemu za nie tak duże pieniądze wybraliśmy się na trzydaniową, romantyczna kolację z lampką wina. Na przystawkę zjedliśmy zupę, mąż jarzynową, ja krem z borowików. Niestety zupa chociaż nie była zła, to za cenę jaka widniała w menu, porcja była zdecydowanie za mała. Na drugie miałam ochotę na kurczaka na styl indyjski i oczywiście, akurat zabrakło tego dania. Normalne. Zamiast tego zdecydowałam się na pierś z kurczaka nadziewaną szpinakiem w sosie serowym, do tego frytki i sałatka z pysznym sosem vinaigrette - jeżeli tak to się pisze, no ale Magdą nie jestem, więc taką gafę możecie mi wybaczyć. Mąż wybrał sobie makaron z kurczakiem w serowym sosie. Oba dania główne były naprawdę smaczne. A do tego deser, po którym z przejedzenia rozbolały nas brzuchy. Obydwoje poszliśmy w stronę panacotty z sosem malinowym, pychotka :-) Niestety sporym minusem było niedopilnowanie mojej prośby, jaką zgłosiłam razem z rezerwacją. A mianowicie poprosiłam panią, aby w deser mojego męża wsadzono świeczkę urodzinową. I tego punktu się nie doczekałam, a szkoda, bo całe to wyjście było bardzo udane i to pomimo zimnego wiatru, jaki wieje na podwórku i tego mokrego śniegu, który zacina z każdej strony. Pogoda iście imprezowa. Idealna na ciepłe kapcie i ziołową herbatkę, bez której się nie obyło po tym obżarstwie.
Jak ten czas leci...
A za tydzień przy okazji tych dzisiejszych urodzin wybieramy się na kilka dni do Egiptu, wygrzać stare kości. No bo w końcu emerytom się należy :-)
Dzisiaj mojemu mężowi dwójka w wieku zmieniła się na trójkę. Tak właśnie, mąż mój obchodzi dzisiaj 30-te urodziny. Nie mieliśmy jakiś specjalnych planów, co do obchodu tego pamiętnego dnia, ale i tak było miło. Kupiłam na gruponie kolację w niezłej wrocławskiej restauracji, dzięki czemu za nie tak duże pieniądze wybraliśmy się na trzydaniową, romantyczna kolację z lampką wina. Na przystawkę zjedliśmy zupę, mąż jarzynową, ja krem z borowików. Niestety zupa chociaż nie była zła, to za cenę jaka widniała w menu, porcja była zdecydowanie za mała. Na drugie miałam ochotę na kurczaka na styl indyjski i oczywiście, akurat zabrakło tego dania. Normalne. Zamiast tego zdecydowałam się na pierś z kurczaka nadziewaną szpinakiem w sosie serowym, do tego frytki i sałatka z pysznym sosem vinaigrette - jeżeli tak to się pisze, no ale Magdą nie jestem, więc taką gafę możecie mi wybaczyć. Mąż wybrał sobie makaron z kurczakiem w serowym sosie. Oba dania główne były naprawdę smaczne. A do tego deser, po którym z przejedzenia rozbolały nas brzuchy. Obydwoje poszliśmy w stronę panacotty z sosem malinowym, pychotka :-) Niestety sporym minusem było niedopilnowanie mojej prośby, jaką zgłosiłam razem z rezerwacją. A mianowicie poprosiłam panią, aby w deser mojego męża wsadzono świeczkę urodzinową. I tego punktu się nie doczekałam, a szkoda, bo całe to wyjście było bardzo udane i to pomimo zimnego wiatru, jaki wieje na podwórku i tego mokrego śniegu, który zacina z każdej strony. Pogoda iście imprezowa. Idealna na ciepłe kapcie i ziołową herbatkę, bez której się nie obyło po tym obżarstwie.
Jak ten czas leci...
A za tydzień przy okazji tych dzisiejszych urodzin wybieramy się na kilka dni do Egiptu, wygrzać stare kości. No bo w końcu emerytom się należy :-)
Ha, ha emeryci;), a tak swoją drogą to też miałabym ochotę na Egipt, zważywszy jaką mamy pogodę za oknem...
OdpowiedzUsuńHehe ja też obchodzę urodziny 18 marca tylko że ja 17-te
OdpowiedzUsuńNo to co więcęj mogę powiedzieć, STO LAT :-)
OdpowiedzUsuńFakt, do emerytury jeszcze nam z 70 lat brakuje, przy tym dzisiejszym ustawodastwie... :-)
OdpowiedzUsuń