Przejdź do głównej zawartości

Słoneczko nasze pokaż buzie...

I w końcu doczekaliśmy się pięknej pogody ! Oczywiście nie możemy za głośno krzyczeć, żeby nie zapeszyć. Jednak już sam fakt, że o poranku nie budzi nas stuk deszczowych kropel, a zamiast tego za oknem mamy piękne niebieskie niebo, dodaje mi skrzydeł i nastraja dobrą energią. A do tego dzisiaj na obiad zrobiłam pyszną zupę wiosenna i makaron z sosem z truskawek. Menu iście letnie, a do tego jakie pyszne :-) Teraz muszę wytrwać jeszcze piątek w pracy i będę gotowa na weekend.
A  plan jest prosty. W piątek wieczorem ładujemy Majkę do samochodu i wyruszamy w "długą" podróż do moich rodziców. I niby nie ma w tym nic wyjątkowego, to jednak... Rodzice kilka dni temu spakowali Tobiasza do auta i pojechali na wypoczynek do Dziwnówka. Co prawda obawiali się pogody,a  jak się okazało, niepotrzebnie. Gdy my tutaj mokliśmy i marzliśmy, nad morzem przez cały ten czas była piękna pogoda. I gdzie tutaj sprawiedliwość??? No gdzie :-)
A wracając do naszych planów, w sobotę wybieramy się na obiad do babci, bo babcia wyjątkowo upodobała sobie mojego męża i z wielką przyjemnością karmi go swoimi ciastami. Mąż oczywiście wcale się z tego powodu nie skarży :-)Na wieczór zaplanowaliśmy sobie wypad do kina na "Kac w Vegas III", i chociaż podobno nie dorównuje do poprzednich dwóch części to i tak nie odmówimy sobie przyjemności zjedzenia popcornu i posiedzenia w kinowej sali. Po kinie kolacja, prawdopodobnie pizza i butelka wina :-) Na niedzielę mamy przewidziany wypad nad wodę. Z tego co pokazuje prognoza pogody, cały weekend ma być bardzo ciepły i słoneczny, więc szkoda byłoby nie wykorzystać okazji i nie wystawić tyłka do słońca. Tym bardziej, że wszystkie weekendy do polowy lipca mamy już zaplanowane. I tak, 22 - ślub kuzynki męża, 29 29- ślub mojej kuzynki, 6 - urodziny koleżanki, 13 - wizyta u dentysty. Z tego ostatniego jakoś najmniej się cieszę...
Ciekawe, jak nam ostatecznie minie ten weekend ???

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Po rozwodzie

Dawno mnie tutaj nie było... W zasdzie jestem lekko zaskoczona, że ta strona jest nadal aktywna, chociaż w internecie podobno nic nie ginie.. I tak też jest w przypadku tego bloga. Powinnam zmienić nagłówek, bo w moiom życiu ubyło jednego bohatera.  Tak to już jest, powiedziało sie A i trzeba było powiedzieć B. 1 kwietnia 2014 odbyła się sprawa rozwodowa i po około 30 minutach było po wszystkim. Swoją drogą, lepsza data na rozwód nie mogła nam się trafić. I tak bez żalu, no może z lekkim, każde poszło w swoją stronę... Czy jest lepiej? I tak i nie. Bycie singlem z odzysku ma swoje dobre strony. Niczego nie trzeba. Jak się martwisz to tylko o siebie, znowu możesz być egoistą. Przed nikim nie trzeba się tłumaczyć. Nie masz ochoty sprzątać, nie sprzątasz. Nie masz dla kogo gotować, mniej  czasu tracisz w kuchni. Nie zastanawiasz się co dalej, czy to napewno ten jedyny... Są jednak te gorsze strony. Bo gdy minie czas euforii. Gdy wyżyjesz się na randkach, na ...

Kastracja, przepuklina i wino

No to jestem. Te dwa ostatnie dni dały mi nieźle w kość, zwłaszcza wczorajszy... Kot Tobiasz Kot Tobiasz Zacznę jednak od początku. W czwartek rano zadzwoniłam do weterynarza, żeby się upewnić, że Tobiasz jest cały i zdrowy, i że jakoś przetrwał tą noc poza domem. Pani na recepcji zapewniła mnie, iż mój kot ma się świetnie. Sprawdzili czy nie ma żadnych przeciwwskazań do zabiegu i w zasadzie był już gotowy. Troszeczkę mi ulżyło, ale i tak nie mogłam się doczekać końca pracy. O 1300 pojechałam prosto do weterynarza, cała w nerwach czy aby na pewno wszystko poszło dobrze. Gdy pielęgniarka wyniosła mi mojego Potworka, był już w pełni obudzony. Na mój widok zamiauczał z radości i zaczął się przytulać do torby, a jak odsunęłam zamek od razu się do mnie przytulił. Kocha mnie ten mój kotek :-) Po powrocie do domu, Tobiasz od razu pobiegł na górę sprawdzić, czy aby na pewno jest u siebie i czy wszystko jest na swoim...