Przejdź do głównej zawartości

30 lat minęło.... :)

I stało się... Dołączyłam do grupy osób trzydziestoletnich... Nie, nie okupiłam tego wydarzenia morzem łez, ani nawet depresją, jaka zwykle towarzyszy mi w dniu urodzin. W tym roku, chociaż nic tego nie zapowiadało, z okazji urodzin poleciałam na Cypr :) Szkoda mi było kasy i jeszcze na kilka dni przed urodzinami wszsytko wskazywało na to, że jednak pojadę do rodziców i tam spędze ten dzień. W piątek rano zadzwonił stary znajomy z pytaniem, co słychać? "W zasadzie nic, mam tydzień urlopu wieć możemy coś pomyśleć." "Przylatuj na Cypr, ja jestem tutaj na urlopie." Jakos średni miałam na to ochotę. Z resztą w międzyczasie szukałam jakiś wczasów z koleżanką. Z marnym skutkiem niestety. W sobotę pojechałyśmy ostatni raz do biur z nadzieją, że może jednak będzie jakiś niedzielny wylot last minute... Nie było :( Za to udało mi się wypatrzeć loty na Cypr i już wiedziałam, że decyzja zapadła i jeśli nie z koleżanką, polecę sama. W końcu to trzydziestka... W sobotę wieczorem miałam już kupione bilety na niedzielny lot. Pozostawał tylko kwestia dotarcia do Warszawy, ale od czego jest PolskiBus.. Co prawda podróż z Wrocławia do stolicy zajęła mi 6 godzin, a lot 3,5 godziny, ale co było robić. I tak w nocy z niedzieli na poniedziałek wylądowałam na nieznanym mi lotnisku z nadzieją, że ktoś mnie odbierze i nie będę musiała koczowac na plaży... Czekał, odebrał :)


Nawet w ładnym hotelu przyszło mi mieszkać :)


Na pogodę też nie narzekałam. Jeszcze nigdy nie leżałam tyle godzin na słońcu...
Na pewno miło będę wspominać te urodziny :)

Komentarze

  1. Też mi sie marzy taka, no może nie trzydziestka ;)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Po rozwodzie

Dawno mnie tutaj nie było... W zasdzie jestem lekko zaskoczona, że ta strona jest nadal aktywna, chociaż w internecie podobno nic nie ginie.. I tak też jest w przypadku tego bloga. Powinnam zmienić nagłówek, bo w moiom życiu ubyło jednego bohatera.  Tak to już jest, powiedziało sie A i trzeba było powiedzieć B. 1 kwietnia 2014 odbyła się sprawa rozwodowa i po około 30 minutach było po wszystkim. Swoją drogą, lepsza data na rozwód nie mogła nam się trafić. I tak bez żalu, no może z lekkim, każde poszło w swoją stronę... Czy jest lepiej? I tak i nie. Bycie singlem z odzysku ma swoje dobre strony. Niczego nie trzeba. Jak się martwisz to tylko o siebie, znowu możesz być egoistą. Przed nikim nie trzeba się tłumaczyć. Nie masz ochoty sprzątać, nie sprzątasz. Nie masz dla kogo gotować, mniej  czasu tracisz w kuchni. Nie zastanawiasz się co dalej, czy to napewno ten jedyny... Są jednak te gorsze strony. Bo gdy minie czas euforii. Gdy wyżyjesz się na randkach, na ...

Kastracja, przepuklina i wino

No to jestem. Te dwa ostatnie dni dały mi nieźle w kość, zwłaszcza wczorajszy... Kot Tobiasz Kot Tobiasz Zacznę jednak od początku. W czwartek rano zadzwoniłam do weterynarza, żeby się upewnić, że Tobiasz jest cały i zdrowy, i że jakoś przetrwał tą noc poza domem. Pani na recepcji zapewniła mnie, iż mój kot ma się świetnie. Sprawdzili czy nie ma żadnych przeciwwskazań do zabiegu i w zasadzie był już gotowy. Troszeczkę mi ulżyło, ale i tak nie mogłam się doczekać końca pracy. O 1300 pojechałam prosto do weterynarza, cała w nerwach czy aby na pewno wszystko poszło dobrze. Gdy pielęgniarka wyniosła mi mojego Potworka, był już w pełni obudzony. Na mój widok zamiauczał z radości i zaczął się przytulać do torby, a jak odsunęłam zamek od razu się do mnie przytulił. Kocha mnie ten mój kotek :-) Po powrocie do domu, Tobiasz od razu pobiegł na górę sprawdzić, czy aby na pewno jest u siebie i czy wszystko jest na swoim...