W końcu się doczekałam i dostałam od mojej firmy kartę, dzięki której bez ograniczeń mogę teraz korzystać z siłowni, basenu, zajęć fitness i innych takich. Już w piątek, pierwszego lutego wybrałam się z koleżanką na zajęcia ze stepu. Powiem szczerze, że nie bardzo mi się podobały. Po pierwsze byłam totalnie wypompowana po pracy. Jak to zazwyczaj bywa, gdy komuś zależy wyjść o czasie, musi zostać po godzinach. I tak ja w piątek wychodziłam z biura o 18:06. Na szczęście od razu podjechał mój tramwaj i już o 18:33 byłam w windzie w drodze na moje dziewiąte piętro. Do domu wpadłam tylko po to, żeby zabrać buty, włożyć na tyłek dresy i w przelocie wgryźć się w to, co miało być obiadem. Zajęcia zaczynały się o 19:00 i o dziwo stawiłam się na czas. Same zajęcia to natomiast sporo podskoków, obrotów, czaczy i mambo. Na koniec kilka serii brzuszków i to, co najbardziej mi odpowiadało, ćwiczenia oddechowe. Po zajęciach nie mogłam sobie odmówić i pojechałyśmy z koleżanką na "słońce". Brzuch oczywiście zasłoniłam ręcznikiem, tak żeby nie opalać tych moich blizn, które i tak wyglądają zjawiskowo...
W sobotę, co było do przewidzenia, obudziłam się z zakwasami :-(
Nie poddałam się jednak tak łatwo i już w niedzielę wyciągnęłam męża na basen, a wieczorem była kolejna porcja ćwiczeń w słynnym Skytowerze. Tym razem poszłyśmy na dwie godzina. Pierwsze zajęcie to takie ćwiczenia kształtujące ciało, nawet nie było to złe. Jednak druga godzina z pewnością na długo pozostanie w mojej pamięci. Było to chodzenio-bieganie po pochyłej bierzni, którą napędza się własną siłą... Koszmar jakiś. Nie dość, że się zmęczyłam, to się spociłam i na dodatek ledwo zeszłam z tej maszyny po 45 minutach ciągłego wchodzenia pod górę. Nie wiem dlaczego ludzie biorą udział w czymś takim i to na własne życzenie. Do tego wszystkiego tak zgłodniałam na tych ćwiczeniach, że po powrocie zjadłam dwie grzanki z serem i szynką, do tego paczka prażynek krewetkowych (w końcu w lidlu mamy tydzień azjatycki), duży jogurt truskawkowy, a także powyższe prażynki maczane w jogurcie, na koniec zjadłam jeszcze jabłko i zrobiło mi się niedobrze... Tak wiem, przegięłam. No ale ja nie poszłam na te ćwiczenia, żeby chudnąć. Wręcz przeciwnie. Ja przed takimi akcjami powinnam zjeść dwa razy więcej, tak żeby organizm miał z czego czerpać energię. Już nie popełnię takiego błędu.
Jutro znowu idziemy :-) Godzinka skakania i godzina rowerków. Wkręciłam się :-) A do tego puszczają mnie już zakwasy więc do jutra powinnam być gotowa.
Nie wszyscy jednak mieli tak aktywny weekend jak ja...
Tak właśnie, w sobotę pojechałam jeszcze odwiedzić rodziców i Tobiasza :-)
Nie obyło się bez przytulasków, gryzienia, obcinania pazurków i butelki czerwonego wina :-)
W sobotę, co było do przewidzenia, obudziłam się z zakwasami :-(
Nie poddałam się jednak tak łatwo i już w niedzielę wyciągnęłam męża na basen, a wieczorem była kolejna porcja ćwiczeń w słynnym Skytowerze. Tym razem poszłyśmy na dwie godzina. Pierwsze zajęcie to takie ćwiczenia kształtujące ciało, nawet nie było to złe. Jednak druga godzina z pewnością na długo pozostanie w mojej pamięci. Było to chodzenio-bieganie po pochyłej bierzni, którą napędza się własną siłą... Koszmar jakiś. Nie dość, że się zmęczyłam, to się spociłam i na dodatek ledwo zeszłam z tej maszyny po 45 minutach ciągłego wchodzenia pod górę. Nie wiem dlaczego ludzie biorą udział w czymś takim i to na własne życzenie. Do tego wszystkiego tak zgłodniałam na tych ćwiczeniach, że po powrocie zjadłam dwie grzanki z serem i szynką, do tego paczka prażynek krewetkowych (w końcu w lidlu mamy tydzień azjatycki), duży jogurt truskawkowy, a także powyższe prażynki maczane w jogurcie, na koniec zjadłam jeszcze jabłko i zrobiło mi się niedobrze... Tak wiem, przegięłam. No ale ja nie poszłam na te ćwiczenia, żeby chudnąć. Wręcz przeciwnie. Ja przed takimi akcjami powinnam zjeść dwa razy więcej, tak żeby organizm miał z czego czerpać energię. Już nie popełnię takiego błędu.
Jutro znowu idziemy :-) Godzinka skakania i godzina rowerków. Wkręciłam się :-) A do tego puszczają mnie już zakwasy więc do jutra powinnam być gotowa.
Nie wszyscy jednak mieli tak aktywny weekend jak ja...
Kot Tobiasz :-) |
Kot Tobiasz :-) |
Kot Tobiasz :-) |
Nie obyło się bez przytulasków, gryzienia, obcinania pazurków i butelki czerwonego wina :-)
Ale super, też chcę na siłownię i takie tam!
OdpowiedzUsuńMuszę sobie coś zorganizować i nawet wiem co:)no oczywiście bez zakwasów na początek ;)