Przejdź do głównej zawartości

Rocznica w Łodzi

Kwiatki na rocznicę ślubu
 Dzisiaj mija moja trzecia rocznica od dnia, kiedy mówiłam "tak, chcę" nie do końca zdając sobie sprawę, na co tak właściwie się zgadzam...
Trochę miałam racji w tym, co powiedziałam w zeszłym roku, że trzeciej rocznicy możemy nie spędzić razem. I tak się faktycznie stało. Nie jesteśmy dzisiaj razem. Nie mogliśmy razem spędzić tego dnia. I w zasadzie w żaden sposób nie był to dzień spędzony jakoś wyjątkowo...

Nie, jeszcze się nie rozwiedliśmy ;-) Zwyczajnie ja jestem w Łodzi, a mój mąż we Wrocławiu. Do domu wrócę dopiero w piątek wieczorem. A do tego czasu bardzo intensywnie szkolę się przed rozpoczęciem nowej pracy. A jest się czego uczyć. Mamy pięć katalogów, tak obszernych, że na dokładne ich przejrzenie nie starcza dnia. Niemniej asortyment w nich zawarty jest tak ciekawy i kolorowy, przez co i cała ta moja nauka nie jest aż tak męcząca. Mam nadzieję, że nowa praca nie okaże się następnym niewypałem. A przede wszystkim mam nadzieję sprawdzić się w tym nowym dla mnie zawodzie. Zobaczymy... Pierwsze wnioski będę mogła wyciągnąć już w poniedziałek, bo to właśnie wtedy wyruszę na mój pierwszy dzień w terenie. Boję się o tym myśleć. Ale trzeba być pozytywnie nastawionym, a wszystko będzie dobrze :-)

A wracając do rocznicy ślubu...
Kwiatki na rocznicę ślubu
Gdy wróciłam dzisiaj ze szkolenia do hotelu, do moich drzwi zapukała pani recepcjonistka i wręczyła mi ten prześliczny bukiet przesłany pocztą kwiatową przez mojego męża. Mały problem polegał na tym, że w pokoju nie ma nic, co nadawałoby się do utrzymania tak dużego bukietu i kwiatki w rezultacie wylądowały w dzbanku na mleko, przyniesionym z restauracji.
Ale kwiatki ładne, sami musicie przyznać :-)

Komentarze

  1. śliczny bukiet i bardzo miło ,że mimo wszystko pamiętał o Waszej rocznicy ślubu, nawet jeśli już nie jesteście razem. Może jednak nadal Cie kocha?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)