Przejdź do głównej zawartości

Dwa lata razem.

Dokładnie dwa lata temu, 03 października piłam wódkę i śpiewałam karaoke na moich własnych poprawinach. Miałam wtedy na sobie ładną różową sukienkę, która podczas obrotu kręciła się w kółeczko, jak sukienka do lambady...
Tak właśnie. Wczoraj minęły równo dwa lata, jak w ustrojonym w kwiaty i płonące lampiony kościele, w pięknej białej sukience, z welonem, tak długim, że trzeba go było nieść i w gronie bliskich mi osób, stanęłam przed ołtarzem z mężczyzną mojego życia i ślubowałam "I że Cię nie opuszczę aż do śmierci, w chorobie i w biedzie..."
Tak, ale to było wtedy, a teraz jest teraz. Dzisiaj jesteśmy, jak para obcych sobie osób śpiących w jednym łóżko. Nie wiem, jak to się stało. Mój mąż też chyba nie. Wydaje mi się, że czasami życie tak się po prostu układa. Bo my nie byliśmy nigdy taką zwyczajną parą. Od pierwszego spotkania czuliśmy się tak, jak byśmy znali się od zawsze. Mogliśmy rozmawiać godzinami i nigdy się sobą nie nudziliśmy. Nie potrzebowaliśmy towarzystwa innych osób, bo my sami byliśmy dla siebie na wzajem całym światem. Śmialiśmy się razem, razem też płakaliśmy. Taka miłość naprawdę nie zdarza się często. Wszyscy nam zazdrościli tej naszej "miłości".  Mamy za sobą całą masę ciężkich chwil, cały ostatni rok to w zasadzie koszmar, który przeżyliśmy i, który z każdym dniem jest coraz dalej za nami...
Ale wychodząc z jednego dołka spadliśmy jeszcze niżej.
Aż trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie jest. Nie chcę dopuszczać do siebie myśli, że moglibyśmy nie doczekać trzeciej rocznicy. Ja zawsze wierzę w dobry rozwój spraw i bardzo rzadko dopuszczam do głosu czarne scenariusze. Jednak tym razem, nasza sytuacja przedstawia się krytycznie... Sama nie wiem, co z tym zrobić? Bo czy można tak łatwo odpuścić? Czy można się tak po prostu rozstać i żyć dalej?
A w tym wszystkim najgorsze jest to, że nie są to tylko moje przemyślenia. Wydaje mi się, że mój mąż myśli podobnie.
No nic, pożyjemy zobaczymy. W końcu nawet najlepsze pary przechodzą ciężkie chwile, a potem wszystko jakoś samo się układa i nikt nie pamięta tych nieporozumień...
A jak spędziliśmy ta naszą drugą rocznicę?
Po przyjściu z pracy czekał na mnie bukiet  z pięknych czerwonych róż. Na obiad natomiast, wybraliśmy się do restauracji, w której często bywaliśmy na początku naszej znajomości.
I nawet udało nam się przetrwać ten dzień w całkiem przyjaznej atmosferze. Może jeszcze nie jest dla nas za późno...

Komentarze

  1. Grunt to pamiętać,że się kochacie, a wówczas jest siła aby przetrwać wszystko...Warto walczyć o prawdziwą miłość.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)