Przejdź do głównej zawartości

Dylematy ...

Mam ostatnio ogromne wyrzuty sumienia. A wszystko dlatego, że nie mam o czym pisać. Chociaż tematy pewnie by się znalazły, ale z drugiej strony takie pisanie na siłę...
Ostatnio pomyślałam sobie, że moje życie było jednak ciekawsze w  Anglii. Wynika to pewnie z faktu, iż tam miałam znacznie ciekawszą pracę. Bo jak się pracuje w sklepie lub też w każdym innym miejscu z klientami, tematy same się nasuwają. A to trafi się ktoś bardzo niemiły lub też wręcz odwrotnie. Zdarzają się klienci, którzy są tak mili, że aż człowiekowi się ciepło na sercu robi. Zawsze można usłyszeć jakąś ciekawą historię, którą potem można się podzielić. A tutaj co? Tylko komputer i telefon, tudzież telefon i komputer, w zależy w jakiej kolejności się patrzy. Od pewnego czasu, gdy przychodzę rano do pracy to mi się nie dobrze robi na samą myśl o zalogowaniu się na moją skrzynkę. A jak się zacznie rano to kończy się późnym popołudniem, a nawet wieczorem. Czuję się tak jakby ta praca okradała mnie z mojego życia. Kiedyś wielokrotnie słyszałam, że praca umysłowa daje w kość mocniej niż fizyczna i niestety przekonuje się o tym na własnej skórze. Po wyjściu z pracy nie chce mi się nawet myśleć o tym co zrobić na obiad, czy co kupić w sklepie. Ogólnie podejmowanie jakiejkolwiek decyzji przychodzi mi z dużym trudem. Po prostu nie chce mi się myśleć...
W związku z powyższym podjęłam decyzję, że po wyjściu ze szpitala, do którego idę jutro lub też w następnym tygodniu - tutaj sprawa nie jest jeszcze do końca jasna, szukam nowej pracy. Nie wiem jeszcze, co to będzie za praca, ale w tej mojej obecnej człowiek się dosłownie wykańcza. Ja się przynajmniej niedługo wykończę psychicznie. A tego nie chcę i nie dopuszczę do tego, żeby praca, a na dodatek praca która nie daje mi żadnej satysfakcji rządziła moim życiem. Powiem szczerze, że wolałabym chyba siedzieć na kasie w markecie, niż wykonywać tą pracę, którą wykonuję teraz. No cóż, nie każdy urodził się po to, żeby zostać spedytorem... Czułam większą odpowiedzialność i miałam większą satysfakcję z kawy, którą zrobiłam, niż odczuwam teraz, gdy wysyłam kolejną przesyłkę i powinnam być siebie dumna! Koszmar!!! Tak bardzo nie lubię tej pracy, że nie mogę się doczekać kiedy pójdę do szpitala. I wolę dać się pokroić, niż spędzić kolejne godziny w tym korporacyjnym szale.

Komentarze

  1. Oj, lepiej znajdź jakieś plusy i pamiętaj, że kasjerki mają kontakt z wrednymi klientami i nie mają czasu iść siku.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy dzień w szpitalu

No i stało się, wylądowałam w szpitalu. Po kilku miesiącach przekładania całej akcji w końcu dotarłam na oddział chirurgii na wrocławskich klinikach... Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy znajdę się dzisiaj tutaj gdzie jestem.  Termin miałam zarezerwowany od miesiąca, jednak z powodu spraw kobiecych, które w tym miesiącu wyjątkowo długo nie dawały o sobie znać nie do końca wszystko było pewne. Mimo wszystko zdecydowałam się zjawić dzisiaj w szpitalu i mieć to w końcu z głowy. Zaczęło się od pobrania krwi, potem było EKG i RTG. Następnie musiałam odpowiedzieć na tysiąc pytań dotyczących przebytych chorób i dolegliwości.  A wszystko to, żeby usłyszeć, że już nic dzisiaj nie zjem poza zupą, której i tak zabrakło więc ok. Na szczęście zupę dowieźli, mąż podarował mi nowy telefon, na którym na bierząco mogę aktualizować mojego bloga i jutro jestem pierwsza w kolejności do zabiegu. Ok godzin...

Smoczysko

Listopad 2011 Kwiecień 2012 Tak nasz Tobiasz urósł przez 5 miesięcy. Przywieźliśmy go do domu gdy skończył 6 tygodni. Taki był malutki, że ledwo było go widać w tym jego łóżeczku, a teraz... Smoczysko, czasami z niego wypada, jak się za mocno wyciągnie. Ale i tak nie ma lepszego miejsca do spania :-) A koty podobno rosną do półtora roku, ciekawe jak będzie wyglądał?

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...