Przejdź do głównej zawartości

Pierwszy dzień w szpitalu

No i stało się, wylądowałam w szpitalu. Po kilku miesiącach przekładania całej akcji w końcu dotarłam na oddział chirurgii na wrocławskich klinikach... Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy znajdę się dzisiaj tutaj gdzie jestem. 
Termin miałam zarezerwowany od miesiąca, jednak z powodu spraw kobiecych, które w tym miesiącu wyjątkowo długo nie dawały o sobie znać nie do końca wszystko było pewne. Mimo wszystko zdecydowałam się zjawić dzisiaj w szpitalu i mieć to w końcu z głowy.
Zaczęło się od pobrania krwi, potem było EKG i RTG. Następnie musiałam odpowiedzieć na tysiąc pytań dotyczących przebytych chorób i dolegliwości.  A wszystko to, żeby usłyszeć, że już nic dzisiaj nie zjem poza zupą, której i tak zabrakło więc ok.
Na szczęście zupę dowieźli, mąż podarował mi nowy telefon, na którym na bierząco mogę aktualizować mojego bloga i jutro jestem pierwsza w kolejności do zabiegu. Ok godziny 08:15 położą mnie na stole, a gdy się obudzę nie będę już mieć swojej torbieli i ogona trzustki...x

Komentarze

  1. Wracaj szybko do zdrowia po operacji. Mi usuwali torbiel razem z jajnikiem. Wiem jak potem jest ciężko po operacjach na brzuchu, zwłaszcza kiedy człowiek chciałby się zdrowo pośmiać i uważaj, żeby nie złapać przeziębienia, bo kaszel z rozciętym brzuchem to koszmar. I niech się szybko goi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polskim zwyczajem nie dziękuję, żeby nie zapeszyć;-)

      Usuń
  2. Wracaj szybko do zdrowia.
    Ps. Dobrze, że chociaż ta zupka się znalazła, bo pewnie czeka Cię pare dni ścisłej dietki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głodówka faktycznie była, ale już po woli zaczynają mnie karmić

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)