Przejdź do głównej zawartości

Rowerem przez Wrocław

A w niedzielę, chociaż z boląca głową i podkrążonymi oczami wybrałam się na rower, chociaż nie wiem czy ilość promili w mojej krwi pozwoliłaby mi na jazdę po ulicach...

Razem z koleżanką wyruszyłyśmy z pod Magnolii. Ona, zapalona rowerzystka, i ja - pierwszy raz na rowerze we Wrocławiu. Oczywiście nie dorobiłam się jeszcze swojego roweru, a nawet gdyby to i tak nie miałabym go gdzie trzymać, postanowiłam skorzystać z roweru miejskiego. Swoją drogą, bardzo dobry pomysł z tymirowerami w mieście, oczywiście nie polski...

Miałam pewne obawy, ale nie związane z moim stanem trzeźwości, a raczej z pomysłem, żebyśmy jechały ulicą! Zgroza! Już zaczęłam się żegnać z życiem... No bo kto chciałby jechać ulicą Kazimierza Wielkiego i przez skrzyżowanie obok Galerii Dominikańskiej??? To są dwa najbardziej ruchliwe miejsca we Wrocławiu!!!

Mimo wszystko muszę dumnie ogłosić, że dojechałam do plaży house nad Odrą i w drugą stronę też, wspierana przez moją odważną koleżankę :-)

I oto i on, mój towarzysz podroży, ten pierwszy oczywiście :-)

Rower miejski, Wrocław

Komentarze

  1. Gratuluję odwagi!!! W życiu nie ruszyłabym rowerem ulicami Wrocławia:o

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tylko dodam ze kolezanka to wyruszyla spod domu wiec przejechala wiekszy kawalek :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak gryzie komar?

W zeszłą niedzielę wybraliśmy się z mężem do lasu na mały spacer. Zbrzydły nam te wrocławskie ulice, dlatego postanowiliśmy się wybrać na łono natury. Naszym celem były lasy za Trzebnicą. Powiem krótko, nigdy więcej! Napadło nas stado wygłodniałych komarów i innych owadów, które miały ochotę na łyczek świeżej krwi. Oj szybko uciekaliśmy do samochodu, a okien nie otworzyliśmy do czasu, aż nie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. W poniedziałek naliczyłam na moich nogach czternaście śladów ukąszeń, oto kilka z nich :

Majka - mały komandos.

Ok dwóch tygodni temu zauważyliśmy na uchu naszego kota małe zgrubienie  Niby nic wielkiego, ale jej ucho nie stało już prosto do góry, a lekko opadało. Zadzwoniliśmy do weterynarza po radę, co to takiego może być i czy ewentualnie powinniśmy się u niego pojawić? Lekarz zapewnił nas, że to nic takiego i lepiej będzie poczekać kilka dni i poobserwować ucho, bo gulka sama może zejść. Tak się jednak nie stało, a w czwartek tydzień temu stan ucha był już na tyle poważny, że zaczęliśmy szukać pomocy u innego weterynarza, ponieważ ten, który poradził nam przeczekać, nie miał ochoty poczekać na nas chwilę dłużej po godzinach przyjęć. Nie mieliśmy tutaj na myśli kilkugodzinnego spóźnienia, jednak mój mąż kończył pracę dosyć późno i obawialiśmy się, że zwyczajnie utnie w korku i cała wyprawa poszłaby na marne. Na szczęście we Wrocławiu jest kilka gabinetów weterynaryjnych, a jeden z nich znajduje się w bloku obok. No to poszliśmy. Pani weterynarka nie była zadowolona z tego co zobaczyła, co w

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)