Przejdź do głównej zawartości

Biedronka

I tak zapowiadająca się miła i spokojna sobota, nie do końca była taka jaką bym sobie tego życzyła.
Rano odwiozłam męża na Bielany, gdzie miał się spotkać z chłopakiem, który to już od dłuższego czasu jeździ do tej kobiety, co to leczy dotykiem. On sam ma trzy przepuchliny na kręgosłupie i ona pomaga mu na tyle, że ostatnio całkiem odstawił leki przeciwbólowe. Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień, ale dzięki temu łatwiej nam uwierzyć, że i mężowi pomoże. To co zostawiło największy ślad na moim mężu po tej leczniczej wyprawie, to spora ilość sino-czerwonych kółek na jego plecach...
Tak właśnie. Bez baniek się nie obyło. Pocieszny jest to widok, sami przyznacie :-)
Gdy mąż poddawał się uzdrowicielskim obrzędom, ja w tym czasie wybrałam się na zakupy. Trudno mi o tym nie wspominać, bo na wieszaku z wyprzedażą, upatrzyłam sobie śliczny różowy żakiet. Dokładnie taki, jakiego od dłuższego czasu pragnęłam. Nie do końca wiem, dlaczego się tam znalazł, ponieważ dokładnie takie same wiszą na wieszakach z nową kolekcją. A ten nie dość, że przeceniony, to ani nie podarty, ani nie zniszczony. No chyba po prostu byliśmy sobie przeznaczeni. Mało tego. Gdy podeszłam do kasy, miły pan sprzedawca, poinformował mnie, że mimo iż cena jaka widnieje na żakiecie to 60 PLN, to tak naprawę kosztuje 40 PLN. To się nazywa mieć szczęście :-) Mężowi też oczywiście coś kupiłam, żeby nie było. I tak ponownie na półce z wyprzedażami, upatrzyłam mu sweter, który nie dość, że ładny, to nie nadszarpnął nam zbytnio budżetu. Po zakupach, tak jak sobie zaplanowałam, udałam się do biblioteki. Nie bawi mnie już czytanie historii o szczęśliwej miłości, namiętnych romansach, ani nic podobnego, co ma niewiele wspólnego z prawdziwym życiem. Ostatnio coraz częściej sięgam po kryminały i tego typu gatunki. Jedną z książek, jakie wczoraj wybrałam i oczywiście od razu zaczęłam czytać, jest "Proroctwo sióstr" Michelle Zink. Jest to historia dwóch sióstr, które są częścią proroctwa. Ogólnie dużo tajemnicy, magii i duchów. I tak sobie poczytałam, a w nocy co? A no śniły mi się jakieś czarownice...
Oprócz tego, że byłam w mieście nie był to jeszcze koniec przygód na ten dzień. Koleżanka z okazji urodzin swojej mamy, upiekła tort, którego zdjęcie musiała mi przesłać. I tak jak nie zamierzałam jej wczoraj odwiedzać, tak moja ostatnio narodzona słabość do słodyczy wzięła górę. Pyszna kawa jaką mnie uraczyła i kawałek tego czekoladowego tortu, zrobiły swoje. Naprawdę było warto.
Po powrocie męża do Wrocławia, czekała nas jeszcze jedna wizyta. Otóż żona jego brata postanowiła wyprawić swoje urodziny u rodziców męża, ale informację o całym tym zamieszaniu przekazała nam w piątek po południu. No bo przecież wszyscy tylko czekają na nią i nie mają innych planów na weekend. O kupnie prezentów już nie mówię. No i tak dostała od nas butelkę dobrego wina i śliczną małą gerberkę w doniczce. Bo co tutaj wymyśleć w tak krótkim czasie, w dodatku dla osoby, która wszystko ma. No to pojechaliśmy na to urodzinowe przyjęcie. Na stole była domowej roboty pizza, ciasto i tort ananasowy. A do tego wszystkiego spora ilość alkoholu, z którego ani ja, ani mąż nie skorzystaliśmy. Ja od Sylwestra, jakoś nie mam ochoty na procenty, mąż natomiast mając świadomość tego, że musi wstać o 02:45 rano do pracy, również stracił smaka na wódkę. I tak posiedzieliśmy chwilę, pojedliśmy i pojechaliśmy do domu, aby w końcu trochę odpocząć tej soboty.

Komentarze

  1. Fajne te wyprzedaże, też chciałabym coś upolować;) Mam nadzieję, że mężowi cos troche pomogła uzdrowicielka. A słodkiego torcika czekoladowego to też chętnie zjadłabym...mniam, mniam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)