Przejdź do głównej zawartości

Piątek, tygodnia koniec i początek...

Kolejny tydzień dobiega końca, a ja nie wiem kiedy mi minęły te dni... W pracy ostatnio mam tyle na głowie, że nie wiem w co ręce włożyć. Dziwnym zbiegiem okoliczności przez dwa ostatnie dni ciągle coś się psuło. Zazwyczaj sprawa jest prosta. Wystarczy trzymać się procedur,  a cały proces idzie sprawnie i bezproblemowo. A te ostatnie dni? Koszmar jakiś! Wszystko było nie tak. Niestety, gdy trzeba coś wyjaśniać, zwłaszcza z urzędami celnymi, nie jest to wcale takie proste. Jest za to wyjątkowo czasochłonne. I tak wczoraj wyszłam z pracy dwie godziny później, a dzisiaj wcale nie było lepiej.
No ale mamy już piątek :-) Jakie plany na weekend? Hmmm, nic specjalnego. Mąż wybiera się jutro do kobiety, która leczy dotykiem. Nie do końca jesteśmy przekonani, co do skuteczności takich działań, ale zawsze warto spróbować. Tym bardziej, że mama koleżanki była tam u niej z chorą nogą i o dziwo jej pomogło. Oby mu tylko krzywdy nie zrobiła. Kiedyś, jeszcze przed operacją, był u takiej pani, która też jest przekonana o swoich nadprzyrodzonych zdolnościach. Tylko, że tamta tak go "wypieściła", że chłopina jeszcze bardziej się zgiął, a sam ból stał się nie do wytrzymania.
Tak więc mąż pojedzie do kobiety, co to ma ręce które leczą, a ja zostanę w domu. Korzystając z wolnej chwili doprowadzę nasze mieszkanko do porządku. Wybiorę się też pewnie do biblioteki po jakąś ciekawą lekturę. Właśnie skończyłam bardzo wciągającą książkę o Katarzynie Aragońskiej. I chociaż jest to książka historyczna, to została napisana w taki sposób, że naprawdę nie moglam się od niej oderwać. Każdemu, kto ma ochotę, serdecznie polecam "Wieczna Księżniczka" Phillppy Gregory.
To tyle o nas. A co u naszego kota? A no Majka robi duże postępy. Do jej ulubionych zajęć, poza spaniem i jedzeniem, doszło polowanie na ogon i bieg do kuchni zawsze wtedy, gdy któreś z nas się tam wybiera. Szybko się kocina nauczyła, gdzie kryją się wszystkie przysmaki :-)  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak gryzie komar?

W zeszłą niedzielę wybraliśmy się z mężem do lasu na mały spacer. Zbrzydły nam te wrocławskie ulice, dlatego postanowiliśmy się wybrać na łono natury. Naszym celem były lasy za Trzebnicą. Powiem krótko, nigdy więcej! Napadło nas stado wygłodniałych komarów i innych owadów, które miały ochotę na łyczek świeżej krwi. Oj szybko uciekaliśmy do samochodu, a okien nie otworzyliśmy do czasu, aż nie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. W poniedziałek naliczyłam na moich nogach czternaście śladów ukąszeń, oto kilka z nich :

Majka - mały komandos.

Ok dwóch tygodni temu zauważyliśmy na uchu naszego kota małe zgrubienie  Niby nic wielkiego, ale jej ucho nie stało już prosto do góry, a lekko opadało. Zadzwoniliśmy do weterynarza po radę, co to takiego może być i czy ewentualnie powinniśmy się u niego pojawić? Lekarz zapewnił nas, że to nic takiego i lepiej będzie poczekać kilka dni i poobserwować ucho, bo gulka sama może zejść. Tak się jednak nie stało, a w czwartek tydzień temu stan ucha był już na tyle poważny, że zaczęliśmy szukać pomocy u innego weterynarza, ponieważ ten, który poradził nam przeczekać, nie miał ochoty poczekać na nas chwilę dłużej po godzinach przyjęć. Nie mieliśmy tutaj na myśli kilkugodzinnego spóźnienia, jednak mój mąż kończył pracę dosyć późno i obawialiśmy się, że zwyczajnie utnie w korku i cała wyprawa poszłaby na marne. Na szczęście we Wrocławiu jest kilka gabinetów weterynaryjnych, a jeden z nich znajduje się w bloku obok. No to poszliśmy. Pani weterynarka nie była zadowolona z tego co zobaczyła, co w

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)