Przejdź do głównej zawartości

Polowanie na pracę

Pomału zaczyna dopadać mnie kryzys. Na koncie pracuj.pl mam już około 100 wysłanych cv-łek, do tego kilka aplikacji wysłanych przez inne portale, plus te wysłane mailem. I co? I wielkie D, żeby się wulgarnie nie wyrażać. Kryteria swoich poszukiwań zawężałam do tego stopnia, że teraz aplikuję już tylko na oferty, w których spełniam wszystkie, no może prawie wszystkie wymagania pracodawcy i dalej nic. To jest dołujące. Bo jeżeli ja, ze swoim doświadczeniem nie mogę znaleźć pracy, to co mają zrobić ludzie prosto po szkole? W dzisiejszych czasach największe pieniądze robią portale internetowe, które publikują ogłoszenia o pracy. Potem i tak tej pracy nikt nie dostaje, bo pracodawcy albo organizują rekrutację wewnętrzną, albo urządzają tzw. prywatę, czyli znajomi wkręcają znajomych... A co jak się tych znajomych nie ma??? Nie wiem, czy pan premier, który 03 września ogłosił koniec kryzysu robi sobie z nas jawne jaja, czy chce się podlizać. Prawda jest taka, że pod ogłoszeniem dodanym kilka godzin wcześniej, na liczniku widnieje zazwyczaj 1457 odwiedzin. No i jak tutaj myśleć pozytywnie, gdy moja szansa na zatrudnienie równa się jedna na półtora tysiąca? I czy naprawdę, aż tyle osób jest bez pracy?

Komentarze

  1. Kochana nie poddawaj się. Nie ograniczaj się tylko do wysyłania cv, przejdź się po mieście i wyłap trochę ogłoszeń. Na pewno jakieś się znajdzie. Daj znać znajomym, możliwe że oni będą wiedzieć coś o zatrudnieniu.
    Wiem coś o tym bo nie pracowałam bardzo długo, wysyłałam cv przez portale. Rozglądałam się po mieście aż w końcu udałam się w miejsce gdzie słyszałam że tam często kogoś potrzebują. Nie było ogłoszenia a i tak zapytałam się o prace kierownika. I wiesz co? Zaczynam w przyszłym tygodniu :)
    Działaj i się nie poddawaj. A na pewno coś znajdziesz.
    Trzymam kciuki
    Izabela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Takie komentarze zawsze dodają otuchy. Bo skoro inni znajdują pracę to i ja znajdę :-)
      No i powodzenia w nowej pracy!!!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)