W miniony weekend pojechaliśmy całą rodziną do moich rodziców. Mówiąc rodzina, mam na myśli mnie, męża i Majeczkę oczywiście. Całkiem nieźle nam szło. Majka nawet nie płakała. Gdzieś tak w połowie drogi wyczuła swoją kuwetę, która teraz już przezornie wozimy pod nogami. Po malutku, bez wyrywania, zeszła sobie z moich kolan i załatwiła grubszą potrzebę. Oj szybko szukaliśmy miejsca, żeby się zatrzymać i pozbyć tych pachnideł :-) Ruszając w dalszą drogę myśleliśmy, że najgorsze jest już za nami. Niestety nie było. Jakieś 15 km od celu podróży, Majka znowu zaczęła miauczeć i oblizywać nos. Podejrzewałam co się święci... Chwilę potem zaczęły się torsje, a reszta sama poszła. Oczywiście w tych przygodach zawsze musi być jakiś poszkodowany, i jak zwykle padło na mnie. Całą nogę miałam uświnioną Majki kolacją. Fuj :-( Ale tak to jest z dzieckiem w podróży. :-)
Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim, z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...
Może i fuj, ale coś zawsze dzieje i jest o czym napisać;)
OdpowiedzUsuńTo prawda :-)
OdpowiedzUsuń