Przejdź do głównej zawartości

Życie we troje

Gdy patrzę na mojego nowego kota, nie mogę uwierzyć, jak bardzo różni się on a właściwie ona od Tobiasza. Tobiasz, zawsze pełen życia, skory do zabawy, zrobi wszystko, by cała uwaga skierowana była na niego. Maja, bo imię Amelka jednak do niej nie pasowało, spokojna, bojaźliwa, a jej ulubione zajęcie to spanie i mizianie po brzuszku. Decydując się na drugiego kota, obawialiśmy się, iż przysporzy nam sporo kłopotów. Mój mąż obawiał się nieprzespanych nocy, zwłaszcza wtedy, gdy idzie do pracy na poranną zmianę. Niepotrzebnie się tym wszystkim martwiliśmy, ponieważ Majka jest tak spokojnym kotem, że chwilami zastanawiamy się, czy my na prawdę mamy tego kota. Dzień mija jej głównie na spaniu. Noce zresztą też. Bardzo dużą zaletą tego kotka jest to, że nie budzi nas rano na śniadanko. Jeśli się nad tym zastanowić, ma to nawet sens, no bo w końcu przez te dwa lata w schronisku nikt nie przychodził do niej o czwartej nad ranem i nie dawał jej świeżego mięska. Tak na prawdę to słodki jest ten nasz nowy kociak. I jak już zagoją się jej rany na grzbiecie i wyleczymy uszka to będzie takim prawdziwym, milutkim, domowym kotkiem. Chociaż i teraz niczego jej nie brakuje.



Słodka, prawda? :-)

Komentarze

  1. Ta kicia imieniem Maja nie wierzy swojemu szczęściu...
    I owszem jest słodka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kicia w końcu musi odespać te 2 lata schroniska ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak gryzie komar?

W zeszłą niedzielę wybraliśmy się z mężem do lasu na mały spacer. Zbrzydły nam te wrocławskie ulice, dlatego postanowiliśmy się wybrać na łono natury. Naszym celem były lasy za Trzebnicą. Powiem krótko, nigdy więcej! Napadło nas stado wygłodniałych komarów i innych owadów, które miały ochotę na łyczek świeżej krwi. Oj szybko uciekaliśmy do samochodu, a okien nie otworzyliśmy do czasu, aż nie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. W poniedziałek naliczyłam na moich nogach czternaście śladów ukąszeń, oto kilka z nich :

Biedronka

I tak zapowiadająca się miła i spokojna sobota, nie do końca była taka jaką bym sobie tego życzyła. Rano odwiozłam męża na Bielany, gdzie miał się spotkać z chłopakiem, który to już od dłuższego czasu jeździ do tej kobiety, co to leczy dotykiem. On sam ma trzy przepuchliny na kręgosłupie i ona pomaga mu na tyle, że ostatnio całkiem odstawił leki przeciwbólowe. Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień, ale dzięki temu łatwiej nam uwierzyć, że i mężowi pomoże. To co zostawiło największy ślad na moim mężu po tej leczniczej wyprawie, to spora ilość sino-czerwonych kółek na jego plecach... Tak właśnie. Bez baniek się nie obyło. Pocieszny jest to widok, sami przyznacie :-) Gdy mąż poddawał się uzdrowicielskim obrzędom, ja w tym czasie wybrałam się na zakupy. Trudno mi o tym nie wspominać, bo na wieszaku z wyprzedażą, upatrzyłam sobie śliczny różowy żakiet. Dokładnie taki, jakiego od dłuższego czasu pragnęłam. Nie do końca wiem, dlaczego się tam znalazł, ponieważ dokładnie takie same

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)