Przejdź do głównej zawartości

Jeszcze chwila i będzie po wszystkim :-)

Kupiłam dzisiaj bilet na prom. 03 czerwca 2012 godz. 0800 :-) Już się nie mogę doczekać!!!
Zostało mi jeszcze 6 dni w pracy i 15 dni w ogóle. A nie tak dawno temu było 7 tygodni. Z dobrych wiadomości to jeszcze to, że mój mąż przyleci tu do mnie 01/06 i wróci ze mną i z moim tatą samochodem. Tak będzie łatwiej. Tato nie jest przyzwyczajony do jazdy samochodem z kierownica po prawej stronie, a poza tym Tobiaszowi będzie milej, jak ktoś z nim będzie z tyłu siedział. Chociaż po tym co on dzisiaj wyprawia, to nie wiem czy na to zasłużył...
Od 0630, a jest już 1100 nie przestaje. Miauczy, biega, wskakuje wszędzie tam gdzie nie powinien tj. szafki w kuchni, regał w pokoju. Nie mam już do niego siły!!! A do tego całe ręce mi podrapał :-((( I doigrał się. Jutro obcinamy pazury na tylnych łapach.

Komentarze

  1. Trzeba będzie sprzedać ŁAPCIUCHA po drodze do Polski :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieee, no aż tak źle to nie jest... ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak gryzie komar?

W zeszłą niedzielę wybraliśmy się z mężem do lasu na mały spacer. Zbrzydły nam te wrocławskie ulice, dlatego postanowiliśmy się wybrać na łono natury. Naszym celem były lasy za Trzebnicą. Powiem krótko, nigdy więcej! Napadło nas stado wygłodniałych komarów i innych owadów, które miały ochotę na łyczek świeżej krwi. Oj szybko uciekaliśmy do samochodu, a okien nie otworzyliśmy do czasu, aż nie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. W poniedziałek naliczyłam na moich nogach czternaście śladów ukąszeń, oto kilka z nich :

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)

Biedronka

I tak zapowiadająca się miła i spokojna sobota, nie do końca była taka jaką bym sobie tego życzyła. Rano odwiozłam męża na Bielany, gdzie miał się spotkać z chłopakiem, który to już od dłuższego czasu jeździ do tej kobiety, co to leczy dotykiem. On sam ma trzy przepuchliny na kręgosłupie i ona pomaga mu na tyle, że ostatnio całkiem odstawił leki przeciwbólowe. Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień, ale dzięki temu łatwiej nam uwierzyć, że i mężowi pomoże. To co zostawiło największy ślad na moim mężu po tej leczniczej wyprawie, to spora ilość sino-czerwonych kółek na jego plecach... Tak właśnie. Bez baniek się nie obyło. Pocieszny jest to widok, sami przyznacie :-) Gdy mąż poddawał się uzdrowicielskim obrzędom, ja w tym czasie wybrałam się na zakupy. Trudno mi o tym nie wspominać, bo na wieszaku z wyprzedażą, upatrzyłam sobie śliczny różowy żakiet. Dokładnie taki, jakiego od dłuższego czasu pragnęłam. Nie do końca wiem, dlaczego się tam znalazł, ponieważ dokładnie takie same