Przejdź do głównej zawartości

A to co dobre...

I tak właśnie dzisiaj ostatni dzień mojej wolności. Nie mogę jednak zbyt mocno narzekać, bo zostało mi dosłownie pięć dni w pracy i będzie po wszystkim! :-) A raczej powinnam powiedzieć i dopiero się zacznie. Cała ta wyprawa do Polski jest bardzo podniecająca, ale jednocześnie bardzo przerażająca. Pewnie chwilę mi zajmie przestawienie na polskie standardy... Ja nigdy nie pracowałam w Polsce, przez co wszystko to wydaje mi się jeszcze ciekawszą przygodą. Zobaczymy jak będzie. W końcu ludzie tam żyją, pracują i funkcjonują. Ja też dam radę :-) Trzeba myśleć pozytywnie!
Ostatnio pisałam, że nadrabiałam filmowe zaległości. I tak obejrzałam wczoraj pół "Pikseli". Tylko pół, bo więcej nie dałam rady... Mało wciągająca akcja lub też jej brak, a do tego główna bohaterka jakaś taka dziwna. Następny w kolejności był "Wyjazd integracyjny". Tutaj było troszeczkę lepiej, ale czy rewelacyjnie??? No właśnie, trzy znaki zapytania. Na koniec obejrzałam "Pokaż kotku, co masz w środku". Muszę szczerze przyznać, że ja bardzo lubię polskie filmy. I za każdym razem gdy oglądam coś polskiego mam nadzieję, że się nie zawiodę. Zawsze z nadzieją czekam, aż wydarzy się coś co sprawi, że ten nudny film pozytywnie mnie zaskoczy... Niestety "Pokaż kotku, co masz w środku", nie dość, że nudny to na dodatek tak pokręcony, że ciężko zrozumieć i wciągnąć się w akcje. W czasie oglądania trzy razy wyszłam z pokoju bez włączania pauzy, bo miałam nadzieję, że gdy wrócę na ekranie w końcu zacznie się coś dziać. Jednym słowem, Masakra!!!
Honor polskiej kinematografii uratował dzisiaj film "Listy do M". Tutaj muszę przyznać, że oglądałam z przejęciem i kilka razy  nawet się popłakałam. Super film!!! Gorąco polecam.

I tak, jak mi się bardzo podobało, tak Tobiasz doszedł do wniosku, że takie babskie filmy nie są dla niego i zasnął...



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)