Przejdź do głównej zawartości

Lekarze...

Poszlam dzisiaj z moja torbiela na konsultacje do pana doktora. Pan doktor otworzyl raport z usg, przeczytal go dokladnie, a potem przeczytal go jeszcze kilka razy i po jakis pieciu minutach milczenia stwierdzil, ze tak dlugo jak pracuje w tym zawodzie nie spotkal sie z takim przypadkiem... Rece mi opadly!!! No bo skoro lekarz nie wie co to jest to kto ma wiedziec? Ulzylo mu troche, gdy mu powiedzialam o wyjezdzie do Polski za trzy tygodnie. Nie bedzie musial chlopak zbyt dokladnie zaglebiac sie w temat. Zadzwonil nawet po konsultacje do lekarza w pokoju obok, ale ten tez nie mial pojecia. I tak... Obiecal mi, ze skonsultuje moj przypadek z chirurgiem z pobliskiego szpitala i da mi odpowiedz tak szybko jak to bedzie mozliwe.
Cala ja. W zasadzie nie choruje, ale jak juz zachoruje to zazwyczaj jest to jakas dziwna przypadlosc...
No nic, pozyjemy, zobaczymy. Teraz przestrzegam diety, tak profilaktycznie. Nawet ugotowalam sobie dietetyczna pomidorowke bez smietany. Bedzie obiad na trzy dni:-)
A teraz, mimo wczesnej pory, dobranc wszystkim. Jutro znowu poranna zmiana. Pocieszajacy jest jedynie fakt, jak niewiele mi juz zostalo:-)

Komentarze

  1. Kto ma wiedzieć jak nie lekarz? Pewnie Bóg. Dużo ludzi zapomina o tym, że lekarze to nie 'bogowie' , którzy czynią cuda i mają poskromioną całą wiedzę wszechświata... Niestety lekarz wie tyle, na ile pozwolił mu dotychczasowy rozwój medycyny. Jest jeszcze wiele nieodkrytych przypadłości i ktoś zawsze musi być tym pierwszym wyjątkowym przypadkiem ;-)
    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Problem polega na tym, że tutejsi lekarze maja bardzo małą wiedzę na temat medycyny i leczenia. Za to każdy z nich specjalizuje się w wypisywaniu paracetamolu - cudownego środka na wszelkie dolegliwości...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak gryzie komar?

W zeszłą niedzielę wybraliśmy się z mężem do lasu na mały spacer. Zbrzydły nam te wrocławskie ulice, dlatego postanowiliśmy się wybrać na łono natury. Naszym celem były lasy za Trzebnicą. Powiem krótko, nigdy więcej! Napadło nas stado wygłodniałych komarów i innych owadów, które miały ochotę na łyczek świeżej krwi. Oj szybko uciekaliśmy do samochodu, a okien nie otworzyliśmy do czasu, aż nie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. W poniedziałek naliczyłam na moich nogach czternaście śladów ukąszeń, oto kilka z nich :

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)

Biedronka

I tak zapowiadająca się miła i spokojna sobota, nie do końca była taka jaką bym sobie tego życzyła. Rano odwiozłam męża na Bielany, gdzie miał się spotkać z chłopakiem, który to już od dłuższego czasu jeździ do tej kobiety, co to leczy dotykiem. On sam ma trzy przepuchliny na kręgosłupie i ona pomaga mu na tyle, że ostatnio całkiem odstawił leki przeciwbólowe. Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień, ale dzięki temu łatwiej nam uwierzyć, że i mężowi pomoże. To co zostawiło największy ślad na moim mężu po tej leczniczej wyprawie, to spora ilość sino-czerwonych kółek na jego plecach... Tak właśnie. Bez baniek się nie obyło. Pocieszny jest to widok, sami przyznacie :-) Gdy mąż poddawał się uzdrowicielskim obrzędom, ja w tym czasie wybrałam się na zakupy. Trudno mi o tym nie wspominać, bo na wieszaku z wyprzedażą, upatrzyłam sobie śliczny różowy żakiet. Dokładnie taki, jakiego od dłuższego czasu pragnęłam. Nie do końca wiem, dlaczego się tam znalazł, ponieważ dokładnie takie same