Przejdź do głównej zawartości

Rezonans i strzelanie z karabinu.


Już po badaniu. Muszę przyznać, że cały ten rezonans to nic przyjemnego. Niby nic nie boli, ale uczucie jakiego się w nim doznaje też do najprzyjemniejszych nie należy.
Najpierw musiałam odpowiedzieć na sto pytań dotyczących przebytych operacji, rozruszników serca, implantów itede, itepe... Oczywiście nic z powyższych mnie nie dotyczy. Potem poproszono mnie o ściągnięcie z siebie wszystkiego co zostało zrobione z metalu. Cały czas przed badaniem bałam się niemiłosiernie. Oczywiście mój mąż śmiał się ze mnie, bo on już ma za sobą tą wątpliwą przyjemność skorzystania z rezonansu.
Gdy byłam gotowa do badania, kazano mi się położyć w bezruchu. Zatkano mi uszy, ostrzegając przy tym, że maszyna jest bardzo głośna (nie mylili się),  do ręki dostałam gumową trąbkę, którą należało użyć w sytuacji awaryjnej. Jakiej awarii, przecież miało być ok???  Gdy wjechałam do tuby, aż mi się słabo zrobiło. Nie było miejsca, żeby się poruszyć, z resztą i tak nie mogłabym tego zrobić, bo pewnie przerwaliby badanie albo trwałoby to jeszcze dłużej. Zacisnęłam mocno oczy, nie chciałam na to wszystko patrzeć. Przebywanie w małych przestrzeniach, nie należy do moich ulubionych zajęć.
Gdy włączyli maszynę, czułam się jakby ktoś strzelał do mnie z karabinu, dosłownie. Tylko bólu nie czułam :-) Najgorsze było to uczucie w buzi, tak jakby mi ktoś patataj po zębach robił.  Na szczęście nie trwało to aż tak długo.
Ulżyło mi gdy było już po wszystkim. Wyszłam stamtąd na drżących nogach, ale jakoś dałam radę. Dostałam całusa od męża za odwagę i od razu było lepiej.
Teraz czekam na wyniki. Oby wszystko było dobrze. Trzymajcie kciuki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :) Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego z...

Historia pewnego poranka

W ten piątkowy poranek pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Na dworze dawało się odczuć chłód, a krajobraz skąpany był w białej jak mleko mgle, przez którą ciężko było cokolwiek dojrzeć na odległość dalszą niż trzy metry . Ludzie, którzy musieli opuścić swoje cieple łóżka byli tego dnia wyjątkowo ospali, a wielu z nich cierpiało na ból głowy związany i ogólne rozdrażnienie. Około godziny 8:00  do sklepu na lotnisku niedaleko stolicy zamieszkałej przez królową Elżbietę przyszedł klient. Taki zwykły mieszkaniec Wysp. Pan w średnim wieku, niewyróżniający się urodą ani niczym innym.  I niby nic w tym nadzwyczajnego, gdyż do sklepu  przychodziło wiele osób. Jedni kupowali kawę, inni ciastka, byli również zwolennicy zimnych napoi takich jak cola czy woda mineralna. Obsługa w tym sklepie słynęła ze swej życzliwości, otwartości i chęci pomocy zbłąkanym pasażerom tanich irlandzk...

Z pamiętnika Majki

"Ostatnio przypomniałam sobie coś, co musiałam robić gdy byłam jeszcze małym kotem, a mianowicie.... ...wyparzyłam tą czerwoną wstążkę zwisająca z kuchennego krzesła... ...I postanowiłam bliżej zbadać całą tą sprawę... ... w razie gdybym z dołu nie mogła dopatrzeć się wszystkiego, wspięłam się wyżej... ... o i ściągnęłam wstążkę na podłogę... ... przypomniałam sobie nawet, jak łapie się myszki...  ... no ale przecież nie jestem już kociakiem, co to może biegać bez końca... ...chwila biegania i hyc na kanapę... ... najpierw szybki prysznic...  ... potem chwila dla paparazzi, cóż w końcu jestem gwiazdą... ... a na koniec to, co lubię najbardziej :-)