Przejdź do głównej zawartości

Łazanki mniam mniam...


Łazanki to jest to obok czego nie mogę przejść obojętnie. Po prostu uwielbiam!!! :-) Łazanki mogłabym jeść codziennie i w każdej ilości. Od kiedy pamiętam jest to jedno z moich ulubionych dań. Jak się łatwo domyślić treść tego wpisu wzięła się z faktu, iż dzisiaj na obiad były właśnie łazanki. To co było w nich wyjątkowe, to to, że zrobił je mój mąż, z mojego przepisu oczywiście ;-)
Dla zainteresowanych przepis na łazanki mojej mamy, najlepsze na świecie:
kapusta, kiełbasa, makaron łazankowy/lub każdy inny gdy nie ma/, olej, sól, pieprz, kwasek cytrynowy
Kapustę poszatkować i wrzucić do dużego garnka, takiego żeby potem było łatwo wszystko wymieszać. Wlać odrobinę oleju i postawić na małym gazie. Kiełbasę pokroić w kostkę i dorzucić do kapusty wszystko podlać odrobiną wody, żeby kapusta szybciej doszła, przykryć pokrywką i tak gotować aż kapusta nie zmięknie. W tym czasie w osobnym garnku ugotować makaron. Gdy kapusta jest już miękka wsypać do niej odsączony makaron i wszystko dokładnie wymieszać. Doprawić do smaku solą, pieprzem i kwaskiem cytrynowym, z tym ostatnim ostrożnie, dodać tylko trochę tak żeby w kapuście dało się wyczuć delikatny kwaskowaty posmak. Nie może się nie udać, a efekt, palce lizać!!!
Szybko i łatwo, a ile przyjemności :-)
Makaron na łazanki

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak gryzie komar?

W zeszłą niedzielę wybraliśmy się z mężem do lasu na mały spacer. Zbrzydły nam te wrocławskie ulice, dlatego postanowiliśmy się wybrać na łono natury. Naszym celem były lasy za Trzebnicą. Powiem krótko, nigdy więcej! Napadło nas stado wygłodniałych komarów i innych owadów, które miały ochotę na łyczek świeżej krwi. Oj szybko uciekaliśmy do samochodu, a okien nie otworzyliśmy do czasu, aż nie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. W poniedziałek naliczyłam na moich nogach czternaście śladów ukąszeń, oto kilka z nich :

Majka - mały komandos.

Ok dwóch tygodni temu zauważyliśmy na uchu naszego kota małe zgrubienie  Niby nic wielkiego, ale jej ucho nie stało już prosto do góry, a lekko opadało. Zadzwoniliśmy do weterynarza po radę, co to takiego może być i czy ewentualnie powinniśmy się u niego pojawić? Lekarz zapewnił nas, że to nic takiego i lepiej będzie poczekać kilka dni i poobserwować ucho, bo gulka sama może zejść. Tak się jednak nie stało, a w czwartek tydzień temu stan ucha był już na tyle poważny, że zaczęliśmy szukać pomocy u innego weterynarza, ponieważ ten, który poradził nam przeczekać, nie miał ochoty poczekać na nas chwilę dłużej po godzinach przyjęć. Nie mieliśmy tutaj na myśli kilkugodzinnego spóźnienia, jednak mój mąż kończył pracę dosyć późno i obawialiśmy się, że zwyczajnie utnie w korku i cała wyprawa poszłaby na marne. Na szczęście we Wrocławiu jest kilka gabinetów weterynaryjnych, a jeden z nich znajduje się w bloku obok. No to poszliśmy. Pani weterynarka nie była zadowolona z tego co zobaczyła, co w

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)