Przejdź do głównej zawartości

Zabawa w kotka i myszke


Gdy podjelismy decyzje, ze bierzemy kota, musielismy zaopatrzyc sie w odpowiednie akcesoria, takie jak miseczki, kuweta no i najwazniejsze, zabawki dla umilenia czasu naszemu malenstwu.
Wszystko to, co kupilismy zdalo egzamin tylko przez chwile, nasz Tobiasz szybko sie wszystkim znudzil... To z czym jest najlepsza zabawa to te myszki, ktore myszkami wcale byc nie mialy. I tak dla przykladu zupelnym przypadkiem frotowa skarpetka mojego taty zyskala taka popularnosc, ze tato nie chcial juz jej zabierac do Polski. No i tym sposobem Tobi dostal prezent swiateczny od dziadka :-) potem nastepna fascynacja mojego kota staly sie zakretki z butelek od wody mineralnej, ale tylko te granatowe, bo inne kolory go nie interesuja. Oczywiscie wszystkie te zakretki poginely. Pewnie przy wyprowadzce zjadziemy cala kolekcje pod sofa. A ostatnio mnostwo frajdy sprawia mu zabawa kulka ze sreberka. Ta byla juz wszedzie, w misce z woda, bo trzeba myszke umyc od czasu do czasu, w kuwecie, bo nie ma to jak kulke zakopac a potem jej szukac, pod szafka na buty, tutaj jest przejmujace "miauuul", doslowne tlumaczenie "pomocy" :-) Oczywiscie cala ta zabawa nie moze sie odbyc w samotnosci. Rano, gdy otwieramy drzwi od sypialni, Tobi biegnie na dol po skarpetke i wpada z nia do lozka zeby sie z nim bawic. Gdy przychodzi do zabawy kulka, nie jestem pewna czy mam do czynienia z psem czy z kotem. Biegnie z kulka w pysku, kladzie na podlodze i... I tutaj wkraczam ja! Kulke trzeba rzucic, a Tobi ja przynosi. Taki aport. Mowilam, ze to kot cyrkowy :-)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak gryzie komar?

W zeszłą niedzielę wybraliśmy się z mężem do lasu na mały spacer. Zbrzydły nam te wrocławskie ulice, dlatego postanowiliśmy się wybrać na łono natury. Naszym celem były lasy za Trzebnicą. Powiem krótko, nigdy więcej! Napadło nas stado wygłodniałych komarów i innych owadów, które miały ochotę na łyczek świeżej krwi. Oj szybko uciekaliśmy do samochodu, a okien nie otworzyliśmy do czasu, aż nie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. W poniedziałek naliczyłam na moich nogach czternaście śladów ukąszeń, oto kilka z nich :

Majka - mały komandos.

Ok dwóch tygodni temu zauważyliśmy na uchu naszego kota małe zgrubienie  Niby nic wielkiego, ale jej ucho nie stało już prosto do góry, a lekko opadało. Zadzwoniliśmy do weterynarza po radę, co to takiego może być i czy ewentualnie powinniśmy się u niego pojawić? Lekarz zapewnił nas, że to nic takiego i lepiej będzie poczekać kilka dni i poobserwować ucho, bo gulka sama może zejść. Tak się jednak nie stało, a w czwartek tydzień temu stan ucha był już na tyle poważny, że zaczęliśmy szukać pomocy u innego weterynarza, ponieważ ten, który poradził nam przeczekać, nie miał ochoty poczekać na nas chwilę dłużej po godzinach przyjęć. Nie mieliśmy tutaj na myśli kilkugodzinnego spóźnienia, jednak mój mąż kończył pracę dosyć późno i obawialiśmy się, że zwyczajnie utnie w korku i cała wyprawa poszłaby na marne. Na szczęście we Wrocławiu jest kilka gabinetów weterynaryjnych, a jeden z nich znajduje się w bloku obok. No to poszliśmy. Pani weterynarka nie była zadowolona z tego co zobaczyła, co w

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)