Ostatnio cierpię na napady głogu i wtedy mogę zjeść wszystko, obiad, ciastka, a to wszystko zagryźć chrupkami...
Muszę się przyznać, że gdy w grudniu 2009 roku, mój wtedy jeszcze przyszły, mąż poprosił mnie o rękę, postanowiłam, iż do dnia ślubu schudnę tak żeby wyglądać jak najlepiej w białej sukni. Udało mi się schudnąć z rozmiaru 12 do rozmiaru 8, to tak jakby z 40/42 do 38/36. Niezły wynik, prawda?
Całe to odchudzanie kosztowało mnie dużo wyrzeczenia. Musiałam zrezygnować z wieczornego podjadania, z ciastek, a co było najbardziej bolesne, przestałam jeść chipsy. A te mogę dosłownie pożerać tonami... Tak mam.
Teraz, ponad rok później udało mi się utrzymać moja "ślubną" wagę, no może nadrobiłam jakieś 3 kilo, ale to i tak nie to co przedtem. Niestety gdy nadchodzą takie dni, że zjadłabym wszystko, co widzę na półce sklepowej, zastanawiam się nad tym jaki ten świat jest niesprawiedliwy...
Życie jest takie krótkie i jest w nim tak mało przyjemności. Dlaczego musimy tyć od jedzenia??? Nie rozumiem. Nie wiem jak Wam, ale mi nic nie sprawia takiej przyjemności jak coś dobrego do jedzenia. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. A czy nie milej by było jeść to co się lubi i nie przejmować się rosnącymi boczkami... Tak wiem, powiecie no to się nie przejmuj, tylko że ja bym chciała pogodzić jedno z drugim. A to jak na razie niemożliwe :-( Takie moje sobotnie przemyślenia.
Przynajmniej nie musiałam iść dzisiaj do pracy :-)
Komentarze
Prześlij komentarz